niedziela, 27 stycznia 2013

S03E02 Girl vs. Dojo Monsters

Przerwa zimowa bardzo szybko minęła odpoczywającym uczniom. Nawet się nie obejrzeli, a już trzeba było wracać do szkoły. Nie byli zachwyceni tym faktem. Jedyne co podtrzymywało ich na duchu, to świadomość, że powoli zbliżały się wakacje. Co prawda, musieli jeszcze przeczekać pięćmiesięcy, ale wydawało im się, że ten okres minie błyskawicznie.
Kim, Jack, Milton i Jerry po skończonych lekcjach spotkali się w restauracji Phila Falafela. Siedząc przy stole i odrabiając prace domowe, zajadali się pysznymi falafelami.
- Hej! Zgadnijcie o czym myślę! – zawołał entuzjastycznie pochylony nad podręcznikiem od biologii Martinez.
- O liczbie jeden? – spytała momentalnie Crawford.
- Skąd wiedziałaś? – Jerry był wyraźnie zszokowany umiejętnościami Kimberly.
- Po pierwsze, z tyloma dziewczynami w życiu byłeś na randce. A po drugie, to właśnie tę cyfrę najczęściej widzisz na teście –powiedziała dokuczliwie, a Brewer i Krupnick cicho się zaśmiali.
- To nie moja wina, że te beznadziejne treści nie mogą mi wejść do głowy! – oburzył się brunet, zakładając ręce na pierś.
- To dziwne – zaczął Jack, drapiąc się po brodzie, jakby nad czymś intensywnie myślał. – Jest pusta, więc powinny wchodzić bez problemu –oznajmił uśmiechnięty, a wszyscy prócz Martineza wybuchli donośnym śmiechem. Ten wydawał się być lekko urażony.

*

Przyjaciele poświęcili jeszcze kilka godzin na naukę do sprawdzianu, który miał wkrótce nastąpić. Oczywiście nie obyło się bezśmiechów, kiedy ktoś przeczytał jakąś zabawną informację i podzielił się nią z resztą.

*

Po długim i wyczerpującym studiowaniu podręczników paczka postanowiła udać się do dojo. Zbliżała się godzina siedemnasta, a co za tym idzie, kolejny trening. Podczas przerwy zimowej ćwiczyli codziennie, lecz teraz, gdy wrócili do swych codziennych obowiązków, byli zmuszeni odbywaćtreningi nieco rzadziej.
Kiedy przyjaciele stanęli przed dojo, ujrzeli Rudy’ego rozmawiającego z pewną nieznaną im dziewczyną. Miała kręcone, sięgające dołokci, ciemnobrązowe włosy. Wzrostem nie przewyższała senseia. Jej brązowe oczy idealnie komponowały się z ciemną karnacją. Istniało duże prawdopodobieństwo,że była w tym samym wieku, co uczniowie Gillespie’ego.
- Nie wiedziałem, że Rudy woli młodsze – powiedział Milton, za co został skarcony wzrokiem przez przyjaciół.
Jack, Kim, Jerry i Milton weszli do budynku. Już od progu promiennie uśmiechali się do nieznajomej. Ta wyglądała na trochę zdenerwowaną i speszoną. Zaczęła nerwowo zaciskać pięści i szybko przełykać ślinę.
- O! Czekaliśmy na was! – uśmiechnął się sensei do nowoprzybyłych. – To jest Lorie Ramirez – przedstawił. - Od dziś dołączy do naszego dojo i będzie z nami ćwiczyła.
Przyjaciele do niej podeszli i przywitali się.
- Hola, bella – Jerry podszedł najbliżej jak to było możliwe i starał się mówić uwodzicielskim głosem.
Dziewczyna tylko lekko uśmiechnęła się do bruneta i powiedziała do niego coś po hiszpańsku. Na twarzy Martineza można było dostrzec zdziwienie.
- Skąd znasz hiszpański? – zapytał zaskoczony.
- Jerry, nie tylko ty go potrafisz. Istnieje coś takiego jak nauka języków obcych – prychnęła zdenerwowana Crawford.
- Właściwie to mój tata jest Hiszpanem – oznajmiła przyjaźnie Lorie.
- Zaraz zaczynamy trening. Kim, pokaż koleżance szatnie –Rudy włączył się do dyskusji.
- Już ja jej pokażę.
Kimberly była wyraźnie z czegoś niezadowolona. Na twarzy blondynki malował się grymas. Dziewczyna niechętnie poczłapała z Ramirez w stronę przebieralni. Nikt nie wiedział, co chodziło jej po głowie. Przecież ona nigdy się tak nie zachowywała. Zwykle była przyjaźnie nastawiona do innych.
Chłopcy po chwili także udali się w stronę szatni.

*

Nie minęło pięć minut, a znów prawie wszyscy stali na macie. Teraz czekali jedynie na Lorie, która się spóźniała.
- Hej! Ja ją znam! – krzyknął niespodziewanie Jerry.
Przyjaciele spojrzeli na niego z politowaniem.
- No, Lorie! Przecież chodzi z nami do szkoły!
- Ach, tak! Kojarzę ją. – zawołał Jack. – Jedyna dziewczyna, która nie dała ci w twarz, kiedy próbowałeś ją poderwać.
- A na dodatek uśmiechnęła się – mówił rozmarzony Martinez.
- Nie. To było coś w rodzaju „ Ja się oddalę na bezpiecznąodległość, a ty tu zostań” – zaśmiał się szatyn.
- Co ona właściwie tam tak długo robi? Powinna już wyjść – zastanawiała się Kim.
- Może ma jakieś problemy z zawiązaniem pasa? – zadrwiłMilton.
Rudowłosy chłopak też był dziś jakiś nie swój. Od czasu, kiedy poznał Ramirez zaczął inaczej zachowywać. Gillespie, słysząc rozmowęuczniów na temat nowej koleżanki, postanowił zainterweniować. Nie mógł tego tak zostawić. Był ich senseiem, co oznaczało, że powinien być dla nich wzorem do naśladowania.
- Kim, Milton, czemu jesteście dzisiaj jacyś nieznośni? Cały czas źle mówicie o Lorie i coś wam się nie podoba.
Krupnick i Crawford spojrzeli uważnie po sobie. Zastanawiali się, czy odpowiedzieć Rudy’emu, czy też może nie. Po krótkiej chwili przemówiła Kimberly.
- Czy wy już kompletnie zapomnieliście o Eddie’m? – spytała.– Przecież Lorie nie może nam go zastąpić – mówiła smutno.
- Kim, ale kto powiedział, że ona nam go zastąpi? Nikt nie jest w stanie tego zrobić! – oburzył się Brewer.
- Teraz tak mówisz, ale później będzie inaczej. Zobaczysz –kontynuował za przyjaciółkę rudowłosy.
- To się nigdy nie stanie. Zapewniam was – powiedział prawie szeptem Gillespie. – Eddie jest naszym przyjacielem. Nigdy o nim nie zapomnimy.
Sensei podszedł do uczniów i mocno ich przytulił. Trwali w uścisku przez długi czas. Rudy zastanawiał się jak coś takiego mogło Kim i Miltonowi przyjść do głowy. Minął dopiero tydzień od wyjazdu chłopaka, rany były jeszcze świeże- doskonale to rozumiał. Ale w życiu nie potrafiliby o zapomnieć o Eddie’m. Był tego pewien w stu procentach.

*

- Hej! Jestem! Widzę, że coś łzawo się tu zrobiło –stwierdziła Ramirez, podchodząc do przytulającej się grupki.
Crawford chciała odpowiedzieć jej coś niegrzecznego, ale postanowiła, że przytrzyma język za zębami. Oczywiście, aż do czasu opuszczenia dojo… Nie chciała robić senseiowi przykrości.
- Lorie, mam do ciebie pytanie – zaczął Gillespie. – Co skłoniło cię do tego, by trenować karate? – spytał zaciekawiony.
- Więc… - jąkała się dziewczyna. – Kiedy byłam młodsza bardzo chciałam rozpocząć naukę i… - mówiła niepewnie. – Mama mnie do tego zmusiła! Powiedziała, że będę się mniej stresować! – krzyknęła po chwili.
Wszyscy spojrzeli na nią jak na człowieka, który dopiero co uciekł z zakładu psychiatrycznego. Nikt nie chciał być złośliwy, ale nawet przypominała trochę taką osobę.
- Okej – powiedział przeciągle Jack.
- Wariatka – Jerry wypowiadając to słowo, udawał, że kaszle.– Wiesz co, też mam do ciebie pytanie – podszedł do dziewczyny. – Czemu się ze mną nie umówisz? – spytał takim tonem, jakby ta randka należała mu się.
- Posłuchaj, nie jesteś w moim typie – mówiła powoli. –Nawet cię nie lubię – oznajmiła nagle, kręcąc przecząco głową, po czym rzuciła krótkie „przepraszam” .
- Zawsze jesteś taka szczera? – zapytał zszokowany Brewer.
- Tak – oznajmiła pewnie. – Nie powierzajcie mi żadnych sekretów! Nigdy nie jestem w stanie zatrzymać ich dla siebie. Po prostu nie wytrzymuję.
Przyjaciele uważnie zlustrowali wzrokiem Lorie. Wydawała im się nieco dziwaczna i nieźle zbzikowana. Za jedyny plus w jej zachowaniu uważali to, że się wyróżnia. To była jej cecha charakterystyczna.
Rudy spojrzał na pas Ramirez. Był niebieski.
- Świetnie! – skomentował lekko podenerwowany. – Gdybym zebrał wszystkie nasze pasy, powstałaby wspaniała tęcza!
- Nie przesadzaj – odparła zaskoczona reakcją senseia Kim.
- Te pasy muszą być czarne jak smoła! – krzyknął i poszedłdo swojego magazynku.
Obecni spojrzeli na niego z politowaniem. Nawet Lorie, która nie znała jeszcze zbyt dobrze Gillespie’ego, uznała to zachowanie za dziwne.

*

Rudy był bardzo zadowolony z odbytego treningu. Ramirez robiła wspaniałe postępy, a Jerry i Milton pokazali, że są gotowi na otrzymanie pomarańczowego pasa. Sensei poinformował swoich uczniów o wizycie Bobby’ego w następnym tygodniu. Wasabi musiał przybyć do dojo, by przyjrzeć sięumiejętnościom nastolatków. A jeśli te byłyby satysfakcjonujące, wręczyłby im pas wyższego stopnia. Gillespie rozkazał młodzieży pojawiać się na codziennych treningach. Jeśli chcieli udowodnić Bobby’emu, że zasługują na pas innego koloru, byli zmuszeni ciężko ćwiczyć.

*

Po skończonym treningu Lorie od razu skierowała swoje kroki ku szatni. Reszta uczniów nadal stała na macie. Wyglądali, jakby sięnaradzali. Po chwili ta pogawędka przerodziła się w całkiem dużą kłótnię.Przejęty i zdezorientowany Rudy podszedł do nastolatków.
- Hej! Hej! Co się tu dzieje?
- Niech Kim ci odpowie – powiedział Jack, posyłając złośliwe spojrzenie dziewczynie.
- Co?! Dlaczego ja?! – oburzyła się blondynka.
- Bo ty zaczęłaś!
- Nieprawda!
W ten sposób powstała kolejna głośna i emocjonująca sprzeczka. Uczniowie nie zwracali uwagi na próbującego przekrzyczeć ich senseia. Gillespie nie wiedział, co się działo z jego podopiecznymi. W jednej chwili stali się swoimi wrogami podzielonymi na dwie grupy: Brewera i Martineza oraz Crawford i Krupnicka.
- Spokój! – wydarł się w końcu zdenerwowany Rudy. – Jeśli nie chcecie mi powiedzieć, o co chodzi, to w porządku. Ale nikt w tym dojo nie będzie się kłócił. Nikt – podkreślił dobitnie ostatnie słowo. – Mam tylko jedno pytanie do Kim i Miltona – ci spojrzeli na niego pytająco. – Czy po tym treningu zaakceptowaliście Lorie?
Rudowłosy i blondynka zrobili zniesmaczone miny. Wyraźnie oznaczało to, że nowa koleżanka nie przypadła im do gustu. Czy nadal nie mogli zrozumieć, że Ramirez nie stanowiła żadnego zagrożenia dla Eddie’ego?
- Jakoś mnie do siebie nie przekonała – powiedziała ostro dziewczyna.
- Dokładnie – poparł ją przyjaciel.
Gillespie tylko głośno westchnął i wyszedł do drugiego pomieszczenia. Usiadł zrezygnowany na fotelu, a nogi położył na biurku. Może jego uczniowie tego nie zauważali, ale naprawdę liczyło się dla niego to, by wszyscy obdarzali się szacunkiem. Nie mógł pojąć, dlaczego Kim i Milton nadal są tak wrogo nastawieni do Lorie. A to, że nie przemówił im do rozsądku, wcale nie poprawiało mu humoru. Wkrótce postanowił wybrać się do swojego przyjaciela.

*

Kiedy wszyscy opuścili już dojo, Rudy posprzątał salę,zgasił światło i wyszedł. Był załamany tym, że nie potrafił dotrzeć do swoich uczniów. Powinien być dla nich mistrzem, wzorem. Ci, jednak, nie stosowali siędo jego poleceń. Miał wrażenie, że kompletnie ignorowali jego rady. Tak nie mogło przecież być.
Niepewnym krokiem przekroczył próg knajpy. Jego znajomy właśnie robił porządek w pustej restauracji. Na widok senseia od razu wygiąłusta w szczerym uśmiechu.
- Rudy! Dawno cię tu nie było.
- Nie miałem czasu, by przyjść – odparł smutny.
- Czekaj! Czekaj! Znam tę minę! – wrzeszczał Phil, rzucając od razu szczotkę, którą zamiatał pomieszczenie i przysiadł się do Gillespie’ego.
- Wow. Bystrzak z ciebie – prychnął nadal przygnębiony mężczyzna.
- Nie bój żaby, przyjacielu. Rozwiążemy problem. Co sięstało?
Rudy nie spodziewał się takiej reakcji po Falafelu. W pewnym momencie było mu nawet wstyd, że zwątpił w niego. Przecież wiedział o tym, że w każdej chwili może liczyć na pomoc Phila.

*

Załamany sensei opowiedział całą historię dobremu znajomemu. Nie żałował tego. Wręcz przeciwnie. Zrobiło mu się lżej na sercu, gdy komuś się wreszcie wygadał. Poczuł się o wiele lepiej. Nie został sam ze swoimi problemami.
- Więc uważasz, że nie umiesz trafić do swoich uczniów i lekceważą twoje porady? – spytał właściciel restauracji po raz setny.
- Tak! Tak, Phil! Tak uważam! – wybuchł Rudy. – Właśnie teraz mam sobie za złe, że ci o tym powiedziałem!
- Spokojnie. Nie unoś się tak. Chciałem po prostu, abyśwreszcie zaakceptował tę sprawę – powiedział łagodnie Falafel. – Pierwszy krok do sukcesu, to akceptacja – uśmiechnął się w stronę Gillespie’ego.
- Zaakceptowałem to już trzy godziny temu – wycedziłprzez zaciśnięte zęby.
- Tak ci się tylko wydawało – oznajmił triumfalnie Phil.
Zdenerwowany sensei wstał od stołu. Miał dośćbezsensownych pytań kolegi. Powoli tracił do niego cierpliwość.
- Nie odchodź! – zawołał właściciel restauracji.
Rudy zatrzymał się i odwrócił w stronę mężczyzny.
- Coś jeszcze? – spytał ostro. – Może chcesz skrytykowaćmój ubiór?
- Nie. To zrobię później.
Gillespie spojrzał na Falafela z politowaniem.
- Żartowałem. Tylko żartowałem – zaczął się bronić Phil.
- Nie było to jakieś specjalnie śmieszne.


*


Falafel już odkąd dowiedział się o problemie przyjaciela, miał plan. Zaproponował mu, by regularnie odwiedzał knajpę. Wtedy jej właściciel będzie na bieżąco z kłopotami senseia. Rudy uważał na początku ten pomysł za absurdalny, ale po głębszym zastanowieniu, stwierdził, że dobrze mu zrobi taka „terapia” . Przecież nie miał nic do stracenia. Mógł tylko zyskać o wiele lepsze samopoczucie. Zawsze ze swoimi problemami zwracał się do uczniów, a zarazem wiernych przyjaciół. Ale co jeśli to oni stali się problemem?


*


Większość uczniów Seaford High School, dziesięć minut przed ósmą, była już w szkole. Wszyscy co chwilę ziewali, zresztą jak zwykle o tej porze. Najchętniej zostaliby w swoich ciepłych łóżkach, jednak wiedzieli, że na razie nie mogątego zrobić. W końcu dopiero zaczął się nowy semestr.
Julie, Kim, Milton i Lorie stali pod pracownią fizyczną. Julie bardzo dobrze dogadywała się z Ramirez. Nie było między nimi jakichś szczególnych więzi, jednak pomagały sobie nawzajem w trudnych sytuacjach.
Kiedy zabrzmiał dzwonek, młodzież weszła do klasy. Krupnick zatrzymał Crawford w progu, gdy mijali Lorie.
- Tak jej nie znoszę, że mógłbym od dziś nazywać Franka Lorie – oznajmił rudowłosy z niezadowoloną miną.
- Spokojnie. Musimy jakoś przetrwać z nią te pół roku i po wszystkim. Zmienimy szkołę. A może nawet wyprowadzimy się do Kanady? – zastanawiała się Kimberly.
- Milton! Chodź już! – zawołała Julie do chłopaka. Ten w odpowiedzi uśmiechnął siękrótko.

*

Godzina lekcyjna minęła dość szybko. Zwykle nudny przedmiot nadal był niezbyt ciekawy, jednak w przeciwieństwie do wcześniejszych zajęć z fizyki, ta lekcja nawet trochę zainteresowała nastolatków.
W chwili, gdy zadzwonił długo wyczekiwany dzwonek uczniowie szybko zabrali książki i skierowali swe kroki ku szafkom szkolnym.
- Hej, Kim – burknął Jack, widząc blondynkę na korytarzu.
- Witaj, Jack – dziewczyna odpowiedziała chłopakowi takim samym tonem.
- Jak tam z Lorie? Nadal chcesz ją zabić tylko dlatego, że żyje? – spytał złośliwie.
- Nie. Już nie – w jej głosie można było wyczuć ironię. – Teraz wolę to zrobić tobie –odparła.
Trzasnęła drzwiczkami od szafki i odeszła szybkim krokiem od Brewera. Czy on nie potrafiłodpuścić? To nie jego interes czy Kim lubi Ramirez, czy też nie. A fakt, że Kimberly ostatnimi czasy kłóciła się z Jackiem głównie z powodu nowej koleżanki wcale nie sprawiał, że zaczynała ją lubić.

*

- Kim!– Milton wołał przyjaciółkę oddaloną o kilkanaście metrów, kiedy opuszczali budynek szkoły.
Crawford podbiegła do rudowłosego.
- Tak?– spytała.
- Tak sobie siedziałem na chemii i myślałem… - zacząłKrupnick, lecz nie dokończył.
- Och! Nowość! Ty zawsze myślisz! Szczególnie na chemii –stwierdziła blondynka.
- Czy mogę skończyć moją myśl?! – wrzasnął.
- Nie wściekaj się tak – dziewczyna próbowała załagodzićsytuację i podniosła ręce w obronnym geście.
Milton wziął kilka głębokich wdechów, by się uspokoić.Zawsze łatwo wybuchał i panikował, co nie było zdrowe dla organizmu człowieka, więc starał się być opanowany, jednak nie zawsze mu to wychodziło.
- Więc podczas chemii pomyślałem, że trzeba zapoznaćLorie z tradycjami i zwyczajami dojo – Krupnick wygiął usta w uśmiechu.
Kimberly uniosła wysoko brwi i zastanawiała się, co chodzi po głowie przyjaciela.
- Milton, nie chcę psuć twoich zamiarów, ale nie przypominam sobie, abyśmy mieli jakieś tradycje w dojo. A poza tym, coś ty siętaki miły dla niej zrobił?
- Kto powiedział, że jestem dla niej miły? – spytałpewnie. – Ja po prostu wcielam plan w życie. Musimy sprawić, by wręcz znienawidziła to dojo.
Crawford posłała chłopakowi pytające spojrzenie.


*


Po udanym dniu w szkole przyjaciele poszli na kolejny, męczący trening. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że sensei będzie tyle od nich wymagał. Ciosy i kopnięcia, które kazał im wykonywać były dość skomplikowane, jednak wiedzieli, że chce dla nich jak najlepiej. Po prostu pragnął, by byli wspaniale przygotowani na wizytę Bobby’ego.
- To nie są ćwiczenia dostosowane do moich możliwości! –skarżył się Martinez.
- Oj, nie przesadzaj, Jerry – powiedział Rudy i rozkazałdalej trenować.
- Jak dobrze pójdzie, to jutrzejszy dzień będzie czwartym z rzędu, kiedy będę musiała zgłosić brak zadania domowego – kontynuowała za przyjaciela Kimberly.
- A co jest dla ciebie ważniejsze? Czarny pas trzeciego stopnia czy matematyka? – zapytał Gillespie uczennicy.
- Zależy kto pyta – odparła, szczerząc zęby w uśmiechu.


*


Długi i wyczerpujący trening wreszcie się skończył. Kim i Milton stale traktowali Lorie z pewnym dystansem natomiast Jack i Jerry bardzo polubili dziewczynę. Ten ostatni chyba nawet za bardzo… Ciągle próbował jąpoderwać. Za każdym razem, gdy to robił, Brewer uspakajał przyjaciela, złośliwie przypominając o jego nieudanych flirtach. Miał niezłą zabawę, widząc czerwoną do granic możliwości twarz zdenerwowanego Martineza.


*


W dojo zostali jeszcze tylko Krupnick, Crawford i Ramirez. Kim i Milton czekali wytrwale na Lorie. Mieli z nią do omówienia pewien temat. Nagle podszedł do nich Rudy. Zdziwił się, gdy ich zobaczył.
- Hej, co jest? – zapytał.
- Czekamy na Lorie – odparli zgodnie.
Sensei posłał im spojrzenie pełne zaskoczenia.
- Co? – spytała niezbyt miło blondynka. – Chcemy ją po prostu przeprosić.
Gillespie ucieszył się w duchu. Zachowanie jego uczniów oznaczało, że szanują go jako mistrza i stosują się do cennych porad udzielonych przez niego. Momentalnie powróciła jego wiara w siebie. Byłzadowolony.
- Jest mały problem. Ja zaraz wychodzę, więc musicie sięstreszczać z tą rozmową.
- Wcale nie – oznajmił wesoły chłopak. – Chcieliśmy ciępoprosić o klucze od dojo. Musimy posprzątać salę. W końcu jutro przyjeżdża Bobby. Musi tu być czysto i schludnie.
Gillespie cieszył się z takiej postawy podopiecznych.
- Dobrze. Tylko pamiętajcie, nie siedźcie tu do późna. Jutro ważny dzień – powiedział radosny i wychodząc z budynku, położył klucze naławce.
- No to zaczynamy – uśmiechnęła się Kim do Miltona w chwili, gdy Rudy zamknął drzwi.


*


- Lorie! – zawołała Crawford do szatynki.
- Tak? – dziewczyna odwróciła się.
- Mamy dla ciebie pewną wiadomość – Krupnick podszedł do koleżanek. – Każdy nowy uczeń naszego dojo musi przejść przez pewną inicjację.
Ramirez podrapała się po włosach.
- Co?
- Innymi słowy, powinnaś zostać tutaj i ćwiczyć całą noc.
Dziewczyna wybałuszyła oczy ze zdziwienia. Nie mieściło jej się to w głowie. Miała zostać w dojo i trenować?
- Ale będą przerwy na sen, tak?
Kim i Milton wybuchli donośnym śmiechem.
- Nie – powiedzieli krótko.
- Czy ten proces jest konieczny? – zapytała niepewnie brązowowłosa.
Przyjaciele przytknęli.
- Nie możemy tej inicjacji przełożyć na późniejszy termin?
- Nie – powtórzyli.
- Więc od czego mam zacząć? – spytała zrezygnowana Ramirez, chwytając telefon, by powiadomić swoją mamę o treningu.


*


Tak jak Kimberly i Milton zapowiadali, tak się stało. Lorie ćwiczyła przez całą noc. Pomimo tego, że w pewnych momentach była niesamowicie śpiąca i zmęczona, Crawford i Krupnick pilnie czuwali, by ich koleżanka nie zasnęła. Udało im się. Oni także nie usnęli. Ale skutki tej nocy były marne, co wkrótce miało się okazać.


*


Gillespie właśnie wszedł do dojo z Jerry’m oraz Jackiem. Wszyscy trzej byli przejęci, ponieważ Brewer i Martinez zakomunikowali Rudy’emu o nieobecności przyjaciół w szkole. Myśleli nad tym, co mogło się wydarzyć, gdy nagle ujrzeli ich śpiących na macie. Kiedy Lorie, Kim i Milton usłyszeli trzask drzwi, momentalnie otworzyli swoje oczy, z czego później nie byli zadowoleni. Sensei stał nad nimi z wściekłym wyrazem twarzy.
- Nie wiem, co tu się działo, ale teraz nie ma czasu na wyjaśnienia. Zaraz przychodzi Bobby, a z waszą trójką porozmawiam później.
Krupnick i Crawford posłali sobie spojrzenie przepełnioneżalem. W jednej chwili zrozumieli swój błąd. Wiedzieli, że nie powinni się tak zachowywać.
Kilka minut później pojawił się Wasabi. Tym razem przybyłnieco normalniej. Przyjechał ogromną karetą, po czym wyciągnęło go z niej trzech mężczyzn, niosących sesneia aż do drzwi dojo.
Ten dzień na pewno był dla Jerry’ego przełomowy. Chłopak zaprezentował swoje umiejętności i bez żadnych trudności zdobył pomarańczowy pas. Poszło mu znakomicie. Rudy był z niego bardzo dumny. Wiedział, że Martinez zasługiwał na to. Pilnie trenował całymi dniami, a jego wysiłki nie poszły na szczęście na marne. Pozostał jeden problem. Kim, Lorie i Milton nie zdobyliżadnego pasa. Po nieprzespanej nocy byli zbyt zmęczeni, by nawet ruszyć nogączy też ręką.


*


- A teraz zapraszam do siebie Lorie, Miltona i Kim! –krzyczał Rudy, jakby właśnie zapowiadał występ jakiegoś znanego artysty lub prosił na scenę zwycięzcę loterii.
Ci niechętnie poszli do jego gabinetu. Ramirez naprawdęnie wiedziała, o co może chodzić Gillespie’emu. Przecież całonocny trening to była tradycja. Dlaczego, więc okazywał rozczarowanie uczniami?
- My z chęcią posłuchamy – powiedział Brewer, wchodząc z Martinezem do pomieszczenia i usiedli na kanapie.
Sensei kręcił się na krześle, a wezwana przez niego trójka stała przy biurku. Crawford i Krupnick mieli spuszczone głowy.
- Więc opowiedzcie mi, co się działo w dojo. Czuję, że to może być niesamowita historia – stwierdził mężczyzna.
Zgodnie z poleceniem Rudy’ego Kim i Milton wszystko powiedzieli. Lorie słuchała z niedowierzaniem. Była przekonana, że ta dwójka nie byłaby do czegoś takiego zdolna. A jednak pozory mylą. Chcieli się jej tylko pozbyć. Nadal nie mieściło się jej w głowie, dlaczego posunęli się do takiego czynu.
- Mówiłem, że to będzie niesamowite – westchnąłuśmiechnięty Gillespie po skończonej rozmowie. – Lorie, możesz już usiąść na kanapie. Ty nie zawiniłaś – powiedział przyjaźnie do szatynki. – A teraz posłuchajcie mnie uważnie – wstał i zwrócił się do blondynki i rudowłosego. Nie wiem co w was wstąpiło. Nigdy się tak nie zachowywaliście.
- Przecież tłumaczyliśmy ci, że chodzi o Eddie’ego! –krzyknął Milton.
- Nie przerywaj mi – uczniowie w życiu nie widzieli senseia w takim stanie, był wściekły. – Gdybyście naprawdę uważali Eda za przyjaciela, nigdy nie pomyślelibyście, że o nim zapomnicie.
Te słowa zabolały przygnębioną już dwójkę. Przecieżtraktowali Eddie’ego jako przyjaciela, więc czemu tak pomyśleli i dlaczego Rudy powiedział coś tak niemiłego? Ale nie chciał źle. Robił to dla ich dobra. Pragnąłtylko, by się opamiętali. W głębi duszy wiedział, że ciągle tęsknili za Edem.
- Trenujecie karate, tak? – Gillespie zaczął chodzićwokół nich. Ci przytaknęli. – Karate jest sztuką walki, która nie tylko naucza jak dobrze kopać. Przede wszystkim uczy człowieka szacunku do drugiej osoby. A czy wy okazaliście go okłamując mnie, okłamując Lorie i traktując ją w taki sposób?!
- No, odpowiedzcie – zaśmiał się Jerry, trzymając łokiećna oparciu od kanapy.
- Odpowiedź brzmi „nie” – kontynuował sensei, ignorując zachowanie Martineza.
- Czy możemy… To jakoś naprawić? – spytała cicho Kimberly.
- Skoro Lorie już przeprosiliście, mnie także, a my te przeprosiny przyjęliśmy, jest tylko jedno do zrobienia – Rudy uśmiechnął sięcwaniacko do uczniów.


*


- Nie!
- Tylko nie to!
- Błagam!
Takie krzyki było słychać w dojo, gdy Krupnick i Crawford dowiedzieli się, co muszą zrobić, by „odpokutować” . Sensei rozkazał im posprzątać całą salę na błysk.
- Przed chwilą na tej macie zdawałem na pomarańczowy pas– zaczął Jerry, obejmując Lorie ramieniem. Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem, jednak nie strąciła ręki. – Sporo razy upadałem, a jak dobrze wam wiadomo szybko i intensywnie się pocę – zaśmiał się.
Ramirez, Brewer, Gillespie i Martinez opuścili z uśmiechami na twarzy dojo.
- Co?! Tacy z was przyjaciele?! – ryknęła Kimberly do odchodzących znajomych.
- Nie zostawiajcie nas z tym samych! – dodał Milton.
- To twoja wina! – rzucili do siebie równocześnie blondynka i rudowłosy.

__________________________________________________
Więc pojawiam się z nowym rozdziałem. Nie przypuszczałam, że tak szybko go napiszę, jednak to wszystko dzięki aleXandrze. :) Naprawdę Ci dziękuję, bo mnie zmobilizowałaś. ;)
Chciałabym podziękować za te wszystkie komentarze pod poprzednim postem. Nie spodziewałam się, że blog zyska tylu czytelników w tak krótkim czasie. Jeszcze raz dziękuję. Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie Wam do gustu. :*
To tyle na dzisiaj. <3

21 komentarzy:

  1. Ojej! <3 Jaki długi rozdział! ;3 Nie no bomba! <33 Czekam na next ! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaha.Świetny " odcinek " .Naprawdę nie wiem jak wpadłaś na taki pomysł . Czekam na kolejny ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. fajny rozdział i wogóle fajny blog.Mam pytanko: Czy będzie wątek miłosny jacka i kim lub inaczej: Czy kim i jack będą razem? Czekam na odp. i następny rozdział XD :********

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę powiedzieć tylko tyle, że taki wątek się pojawi. :)

      Usuń
  4. super <33
    czyli mam rozumieć, że Lorie to nowy bohater Kickin it ?
    dzięki mnie dzisiaj dodałaś? jestem zaszczycona xd
    dodaj trzeci najszybciej jak się da !
    dołączam się jeszcze do pytania Anonima - KICK będzie razem ? ;>>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Lorie jest nową bohaterką Kickin It :)
      A wątek Jacka i Kim także się pojawi ;)

      Usuń
  5. Nie macie innych pytań? :D Mnie po przeczytaniu 2 rozdziałów wydaje się, że jest takie prawdopodobieństwo, ale za parę-naście rozdziałów. Zauważcie, że Leah w tym rozdziale nie nawiązała ani razu do ich randki czy stosunków między nimi. Dziewczyny, cierpliwości ;)
    Co do mnie- rozdział bardzo dobry, miło się czyta. Powtórzę za moim ostatnim komentarzem- cieszę się, że nie skupiasz się na jednej parze bohaterów, tylko rozwijasz akcję tak, jak jest to w serialu :)
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam,

    Cleo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz ;) Jedyna, która mnie rozumie! :) Mam nadzieję, że kolejne rozdziały również będą Ci się podobały.

      Usuń
    2. Jestem pewna, że będą. Masz dryg do pisania.
      Czekam na 3 rozdział. Umilisz mi nim moje ferie ;)

      Cleo

      Usuń
  6. Wspaniały rozdział! Fajnie, że dodałaś nową postać, na pewno wprowadzi jakieś zmiany w życiu przyjaciół ;D Kim i Milton zachowali się okropnie, ale co im się dziwić? po prostu tęsknili za Eddiem. Czekam na kolejny rozdział ;)

    Zapraszam do mnie na nn ;) kickin-it-opowiadanie.blog.pl
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. a co ty na to, żeby.... dodać trzeci rozdział/odcinek przed walentynkami? :) Chyba, że chcesz wtedy połączyć Jack'a i Kim xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nic nie wyjdzie z tego, by dodać nowy rozdział przez walentynkami. :)

      Usuń
    2. szkoda, ale trudno :)
      grunt, że będzie wgl xd

      Usuń
  8. Super rozdział, naprawdę :D
    Dopiero teraz zaczęłam czytać Twojego bloga i muszę przyznać, że jest świetny ;)
    czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  9. może byś dodała nowy go dzisiaj ?
    jutro są Walentynki, więc może... jeden dzień szybciej ? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. GDZIE ROZDZIAŁ ?!?!?!?! ;)

      Usuń
    2. Podpisuję się pod pytaniem.
      Dzisiaj jest 14.02, więc gdzie rozdział?
      Czekamy niecierpliwie ;)

      Cleo

      Usuń