wtorek, 4 czerwca 2013

S03E09 Kickin It: Senior Year

Lekcja w Seaford High School trwała już od dziesięciu minut. Uczniowie znajdowali się w klasach. Prawie wszyscy nauczyciele rozpoczęli zajęcia. Jedynym spóźnialskim był dyrektor szkoły zajmujący się nauczaniem matematyki. Czas szybko mijał, a po mężczyźnie nie było ani śladu. Z godziny ósmej zrobiła się ósma dwadzieścia siedem.
-          Idę o zakład, że znów utknął w ubikacji ze swoją nawracającą się biegunką – powiedziała Crawford, zawzięcie rozmawiając z przyjaciółmi.
-          Albo Jerry maczał w tym palcem – westchnęła z bezsilnością Ramirez.
Krupnick cicho zawył.
-          Lepiej nie. Wydaje mi się, że nie najlepszym pomysłem jest dotykać cudzego kału.
Znajomi spojrzeli na Miltona z wyraźnym politowaniem. Chłopak po raz kolejny był przykładem tego, że zdobywanie dobrych ocen wcale nie świadczy o inteligencji człowieka.
-          Przestań – poprosiła błagalnym tonem Julie i odwróciła się do swojej ławki.
Niezbyt mądrą konwersację uczniów przerwał nie kto inny jak dyrektor szkoły. Żwawym krokiem wszedł do sali matematycznej. Jednak nie był sam. Towarzyszył mu drugi, o wiele młodszy od niego, mężczyzna. Wyglądał na około trzydzieści lat. Nie był on zbyt wysoki, ale za to szczupły. Posiadał brązowe włosy i jasną karnację, a na czubku jego nosa widniały okulary.
-          Cisza! – wrzasnął matematyk, chcąc w ten sposób przekrzyczeć i uspokoić klasę.
Ku jego zdziwieniu uczniowie zaraz zaprzestali rozmową. Pierwszy raz byli ciekawi tego, co dyrektor ma im do przekazania. Mężczyzna odchrząknął, chcąc rozpocząć swoją przemowę.
-          Przedstawiam wam nowego nauczyciela aktorstwa, pana Louisa Cowella. W tym roku to on wyreżyseruje spektakl dla ostatnich klas.
Po wypowiedzeniu tego zdania ręka Miltona gwałtownie i prędko wystrzeliła w górę, jednak  nauczyciel to zignorował.
-          Dzień dobry – przywitał się z klasą pan Cowell. – Tak jak już zdążył powiedzieć pan dyrektor zajmę się reżyserią końcowo rocznego przedstawienia dla ostatnich klas, a do tego potrzebuję waszej pomocy.
Krupnick zaczął szalenie wymachiwać ręką.
-          Chyba chcecie zrobić miłą niespodziankę starszym kolegom, prawda? Wszyscy chętni do wzięcia udziału mogą się do mnie zgłosić. Jakieś pytania? – spytał Louis, krzyżując ręce na piersi.
-          Tak! – krzyknął Milton.
Wszystkie oczy skierowały się w jego stronę. Od samego początku wizyty nowego nauczyciela Krupnick  dziwnie się zachowywał.
-          Mógłbym zostać asystentem reżysera, czyli pana asystentem?! – prosił z ogromnym entuzjazmem rudowłosy. – Zawsze chciałem coś wyreżyserować, jednak nigdy nie było żadnej okazji! Proszę!
Cowell uśmiechnął się ciepło do Miltona. Krupnick był prawie pewien, że Louis wyraził zgodę na jego pomysł.
-          Myślę, że nie będzie z tym problemu.

 
*
 
Kim, Lorie, Jerry i Jack weszli niepewnym krokiem do sali gimnastycznej. Nie wiedzieli w jakim celu mieli przyjść po lekcjach do tego pomieszczenia. Pan Cowell zażądał ich wizyty. Obawiali się najgorszego. I chyba mieli bardzo dobre przeczucia.
-          Czego ten nowy od nas chce? – zastanawiał się głośno Jack. – Też u was był? – zapytał.
-          Tak – przytaknęła Kim. – Nawet nie dał mi się nacieszyć radością, którą czuję, gdy pomyślę, że mój brat za kilka tygodni opuści to miejsce na zawsze – rozmarzyła się.
-          Wydaje się całkiem miły – stwierdziła Lorie.
Dosłownie dwie sekundy później przy jej boku pojawił się Jerry.
-          Chyba nie aż tak miły jak ja, prawda? – spytał żartobliwie Martinez.
Ramirez tylko się lekko uśmiechnęła.
Crawford patrzyła na wszystko z boku z wyraźną radością i mówiła coś do Jacka, na co ten co chwilę chichotał.
Nagle do pomieszczenia wszedł Milton. Przyjaciele uważnie mu się przyjrzeli.
-          Pan Cowell zaraz przyjdzie – oznajmił Krupnick.
-          Mogę chociaż wiedzieć, czemu nas tu ściągnął? – zapytał z lekkim wyrzutem Brewer.
-          Oczywiście – odparł natychmiast rudowłosy. – Chce was zaangażować do przedstawienia.
Jack o mało co nie zakrztusił się śliną. Jakim prawem nauczyciel podjął za niego decyzję? Przecież szatyn w ogóle nie chciał występować w żadnym spektaklu.
-          Nie musicie dziękować – dodał Milton.
Cztery pary oczu złowrogo popatrzyły na chudego chłopaka. Brewer zaczął do niego podchodzić. Dzieliła ich niebezpiecznie mała odległość.
-          Czy ty właśnie potwierdziłeś to, o czym teraz myślę? – wysyczał wprost w twarz przerażonego Krupnicka.
Tuż po chwili obok Jacka znalazła się Kim.
-          Tak! On właśnie potwierdził to, o czym myślisz. Milton! Nie żyjesz! – warknęła Crawford.
Rudowłosy chłopak szykował się do ucieczki, jednak na jego szczęście w sali zawitał Louis. Wszyscy momentalnie stanęli w szeregu przed nauczycielem. Ten się do nich nieco głupkowato uśmiechnął.
-          No to zaczynamy – oznajmił Cowell i klasnął w dłonie. – Wasz przyjaciel, Milton, od dziś mój asystent, powiedział, że z chęcią zgodzicie się wziąć udział w przedstawieniu.
-          Tak. On zawsze doskonale znał nasze zainteresowania – wtrącił złośliwie brązowowłosy chłopak.
-          Tak więc – kontynuował Cowell. – Pomyślałem, czemu nie? Spektakl to będzie mieszanka różnych seriali. Właściwie, te seriale użyczą nam tylko bohaterów. Wątki będę wymyślać ja. Wy odegracie role postaci z popularnego dramatu „ Gossip Girl” . Pytania?
Lorie, Kim, Jerry i Jack wytrzeszczyli oczy. Czy ich nauczyciel się nie przejęzyczył? W całej Ameryce prawdopodobnie nie było ani jednego nastolatka, który nie widziałby tego programu. Mężczyźnie naprawdę chodziło o ten serial?
-          Mam jedno – odparła Lorie. – Mówimy o tym samym serialu? Ci bohaterowie są dosyć… inni.
-          Spokojnie. Damy radę. Wątki będą inne tak jak powiedziałem.
Przyjaciele już wiedzieli, że Louis jest kontrowersyjnym człowiekiem, a praca z nim będzie nadzwyczajna.

 
*

 
-          Okej. Zaczynamy próbę. Kim, wcielisz się w postać Sereny. Lorie, ty zagrasz Blair. Jerry, jesteś nowym Danem Humphrey’em. A Jack zostanie Nate’em Archibaldem. Do dzieła!
-          Znakomicie. Rola moich marzeń – prychnął Brewer.
Nauczyciel aktorstwa spojrzał na uczniów. Ich miny nie wskazywały na to, że są szczęśliwi. Wręcz przeciwnie. Po przeczytaniu scenariusza wcale nie uśmiechało im się to, iż musieli na scenie wzdychać do niewłaściwych osób. Chcieli opuścić salę jak najszybciej się dało.
Próba trwała na szczęście tylko kilkanaście minut. Żaden z początkujących aktorów nie tryskał energią, a ich gra była nienaturalna. Niezadowolona paczka znajomych udała się do wyjścia, w chwili gdy usłyszeli na to pozwolenie.
-          Milton! – zawołał Louis. – Chodź na moment.
Krupnick posłusznie do niego podszedł.
-          Nie chcę być niemiły, ale ta gra była…
-          … żenująca? Okropna? Kompromitująca? – dokończył za Cowella chłopak.
-          Dokładnie. Nie znasz jakiegoś sposobu, by ich jakoś…
-          … zachęcić? – Milton znów wtrącił się w wypowiedź Louisa. – Myślałem nad tym całą próbę i przyszedł mi do głowy pewien plan.
-          Masz łeb, kolego – przyznał szatyn.

 
*
 
Rudy stał wraz z Emily przy restauracji Phila Falafela. Gillespie i Turner postanowili odbudować swój stary związek. Zacząć od nowa. To nie było ogromnym zaskoczeniem. Uczniowie senseia od początku wiedzieli, że tak się właśnie stanie.
Kobieta strasznie się denerwowała. Za moment miała poznać najbliższego przyjaciela Rudy’ego- Phila.
-          Spokojnie. Będzie dobrze – powiedział Gillespie.
-          A co, jeśli mnie nie polubi? – panikowała Emily.
-          Wtedy będziemy musieli się rozstać – odparł śmiertelnie poważnie sensei, jednak widząc przerażoną minę Turner dodał: - Żartowałem.
-          To wcale nie było śmieszne – stwierdziła kobieta, otwierając drzwi lokalu.

 
*

 
-          Phil! – wołał od progu Gillespie przyjaciela, nigdzie go nie widząc. – Phil! – powtórzył.
-          Nie drzyj mi się do ucha – warknęła blondynka.
-          Och, przepraszam – powiedział ironicznie sensei.
Niespodziewanie zza rogu kuchni wybiegła Tootsie z talerzami w zębach i rozłożyła je na nakrytym stole. Emily spojrzała z politowaniem na kozę, a chwilę później na właściciela restauracji, który zaprosił parę na obiad. Rudy to zauważył. Bał się dalszego rozwoju wydarzeń.
-          Witam panią – Falafel zbliżył się do Turner i ucałował jej dłoń, kichając przy tym.
Blondynka zrobiła zniesmaczoną minę i szybko odeszła.
Troje znajomych zasiadło przy stole.
-          Częstujcie się – oznajmił Phil.
Po chwili właściciel zaczął kaszleć na wszystkie potrawy. Rudy i Emily wymienili znaczące spojrzenia.
-          Może innym razem, Phil. Nie jesteśmy na razie zbyt głodni – powiedział Gillespie.
-          Mówiłem wam, żebyście nic nie jedli przed wyjściem! To miał być obiad – oburzył się Falafel.

 
*

 
Phil i Rudy pożegnali się z blondynką. To spotkanie nie było dobrym pomysłem. Choć Falafel nie miał złych zamiarów, wyszło zupełnie na odwrót niż chciał.
-          Nie zrobiłeś zbyt dobrego wrażenia na Emily – stwierdził sensei.
-          To wszystko przez moją alergię! Cały czas kicham! To jest denerwujące – wyżalił się Phil.
-          Nie przejmuj się. Mam już na szczęście pomysł jak to wszystko naprawić! – zawołał zachwycony Gillespie.
-          O nie – jęknął właściciel restauracji.

 
*

 
Powoli zapadał mrok, a wyczerpujący trening karate już się kończył. Niestety przez cały czas brakowało na nim Miltona. Przyjaciele zaczynali się martwić. Krupnick nie zapowiadał swojej nieobecności na zajęciach. Czyżby wypadło mu coś tak ważnego? Nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie.
Uczniowie kierowali się w stronę szatni, gdy nagle ujrzeli rudowłosego chłopaka i drobną szatynkę biegnących w stronę dojo. Przekraczając próg sali, Milton o mało nie upadł.
-          Co się stało?! – wykrzyknął przerażony Rudy.
Julie wraz z chłopakiem próbowali ustabilizować oddech.
-          Jest coś o czym musicie wiedzieć – powiedziała w miarę opanowana dziewczyna.
-          No, dalej! – popędzał Jack.
-          Chodzi o ciebie i Kim – wyjaśnił Krupnick.
Przyjaciele dziwnie po sobie spojrzeli.
-          Tak? – zapytała Crawford.
-          Usłyszałam w szkolnej łazience rozmowę pewnych dziewczyn – tłumaczyła Julie. – To okropne! Chcą się zemścić na Jacku za to, że rzucił je po kilku tygodniach! A ty, Kim, również jesteś w niebezpieczeństwie! One zauważyły, że Jack zwraca na ciebie uwagę bardziej niż na kogokolwiek innego!
Kimberly zarumieniła się i spuściła głowę, jednak po chwili opanowała się.
-          I co teraz? – spytała blondynka.
-          Jak to co?! – oburzył się Milton. – Musimy was chronić!
Wszyscy spojrzeli na Krupnicka z wyraźnym politowaniem.
-          Najlepiej będzie, jeśli podzielimy się na grupy i tak będziemy się trzymać w szkole.
-          Milton, po co to wszystko?! – zdenerwował się Brewer.
-          Po to, aby chociaż zostawiły w spokoju Kim, Jack!
To był wystarczający argument dla chłopaka. Nie chciał narażać Crawford na żadne niebezpieczeństwo.
-          Ja będę w grupie z Kim i Jerry’m, a Julie z Jackiem i Lorie. Może być? – zapytał rudowłosy.
Wszyscy zgodnie przytaknęli, lecz istniało coś, co w ogóle im nie pasowało.

 
*

 
Rudy czekał na Phila i powoli zaczynał się niecierpliwić. Emily już dawno przyszła do dojo. Swoją niepunktualnością Falafel wcale nie robił dobrego wrażenia na Turner.
Na szczęście parę minut później przyjaciel Gillespie’ego zjawił się. Był cały zdyszany. Wszystko wskazywało na to, że mężczyzna bardzo się śpieszył.
-          Przepraszam za spóźnienie – ledwo wysapał.
-          Nic się nie stało – odparł natychmiast Rudy.
Turner dopiero zauważyła, że Phil był przebrany w tradycyjne kimono. Zadziwił ją ten widok. Gillespie nic nie wspominał o umiejętnościach Falafela.
-          Emily – sensei zwrócił się do blondynki. – Pewnie nie wiesz, że Phil jest mistrzem karate.
-          Nic  mi o tym nie wiadomo – powiedziała nieufnie kobieta. – Ale myślę, że pan Falafel może pokazać nam parę uderzeń.
Gillespie i jego przyjaciel zastygli w bezruchu. Nie byli przygotowani na taką propozycję. Co mieli teraz zrobić? Stchórzyć czy wykonać kilka ciosów?
-          Oczywiście! – zawołał radośnie Rudy. – No, Phil. Dawaj! – zachęcał sensei znajomego.
-          Ale, Rudy… - jąkał się właściciel Tootsie.
Sensei wprost wepchnął Falafela na matę przez co ten prawie się przewrócił. Mężczyzna stanął wyprostowany i posłał niepewne spojrzenie Gillespie’emu. Po chwili, jednak Phil przełamał się i rozpoczął demonstrowanie różnych ciosów oraz kopów. Niestety, nie szło mu najlepiej.  Jego ruchy były nieskoordynowane.
-          Myślę, że już wystarczy – stwierdził Rudy, lecz przyjaciel w ogóle nie zaprzestał wykonywania czynności.
Jego nieumiejętne ciosy stawały się coraz bardziej niebezpieczne. W pewnym momencie noga Falafela wystrzeliła wysoko w górę, uderzając tym samym Emily w głowę. W tamtej chwili Phil się opamiętał i szybko podbiegł do obolałej Turner. Cały czas próbował ją przepraszać, ale ta zdawała się to ignorować i wyszła z dojo, trzaskając drzwiami.
Gillespie posłał przyjacielowi przepełnione nienawiścią spojrzenie.

 
*

 
Atmosferę na szkolnym korytarzu śmiało można było kroić nożem. Szczególnie, gdy w pobliżu znajdowali się Jack, Kim, Jerry oraz Lorie. Milton wymyślił bezsensowny podział na grupy, a przyjaciele nie mogli już znieść tego, że całymi dniami musieli przebywać z dala od siebie. To było okropne. Nie mogli swobodnie porozumiewać się ze swoimi obiektami westchnień.
Nastąpiła pora lunchu. Milton wraz z Jerry’m oraz Kim zajęli stolik przy samym wejściu na stołówkę natomiast Julie, Lorie i Jack na samym końcu pomieszczenia. Wszyscy czworo, to jest Crawford, Ramirez, Brewer i Martinez posyłali sobie znaczące spojrzenia. Jedne mówiły „Zostaw ją w spokoju” , a jeszcze inne „Spróbuj go tylko ruszyć”.
Brunet nerwowo ruszał nogą, blondynka starała się sprawiać wrażenie opanowanej, brązowowłosa nie była w stanie ukrywać swoich emocji, a szatyn patrzył się stale na czarnowłosego.
-          Zabiję go – wysyczał Jack.
-          Z chęcią ci pomogę – oznajmiła Lorie.
Tymczasem Krupnick prowadził zaciętą rozmowę z przyjaciółmi.
-          Jeśli chcecie, aby te dziewczyny odpuściły, po prostu to zróbcie! – prawie krzyknął rudowłosy.
-          W życiu! – warknął Jerry, a Kim za moment mu zawtórowała.
-          Kim, musisz im pokazać, że nie jesteś już zainteresowana Jackiem – przekonywał dalej Milton.
Crawford i Martinez powoli nabierali odwagi, aby zrealizować plan Krupnicka.
Julie, Brewer oraz Ramirez obserwowali pewne wydarzenie z szeroko otwartymi oczami. Z lekka nie dowierzali, jednak to się naprawdę działo.
Blondynka i brunet siedzący na drugim końcu sali powoli zbliżali się do siebie. Byli coraz bliżej. Aż w końcu to się stało.
Wszyscy obecni na sali zastygli w bezruchu i przyglądali się parze. Widok całujących się Crawford i Martineza był czymś szczerze zaskakującym, niewiarygodnym, a przede wszystkim niesamowicie śmiesznym.
Brewer tylko prychnął. Złapał Lorie za dłoń i wyszedł z sali, ciągle trzymając dziewczynę za rękę. Oczywiście wcześniej obydwoje dopilnowali, by również cała sala zwróciła na nich uwagę. Szczególnie te dwie osoby.

 
*

 
Kolejna próba do spektaklu minęła dość szybko. Louis był zaskoczony nowymi umiejętnościami uczniów. Czyżby przygotowane przez niego ćwiczenia były tak bardzo pomocne?
Lorie, Jack, Kim oraz Jerry grali niezwykle naturalnie. Zachowywali się, jakby w ogóle nie musieli udawać. W rzeczywistości było zupełnie inaczej. Skrzywdzeni Brewer oraz Ramirez robili wszystko, by sprawiać wrażenie szczęśliwych. Role ułatwiały im to zadanie, gdyż ich postacie były zakochaną parą. Crawford i Martinez zastosowali tę samą taktykę. Nie chcieli dawać przyjaciołom żadnej satysfakcji.
-          Milton! – zawołał Cowell po skończonej próbie.
-          Tak? – odparł asystent reżysera.
-          Co się z nimi stało? – pytał Louis. – To nie ci sami aktorzy! Są o wiele lepsi! Coś ty wymyślił za plan, że są tak chętni do grania? – zachwycał się nauczyciel.
-          Mam swoje sposoby – Krupnick uśmiechnął się z lekka złośliwie.

 
*

 
Dzwonił do jej drzwi wiele razy. Nawet już tego nie liczył, ponieważ po pewnym czasie stracił rachubę. Próbował nawet krzyczeć i błagać, by go wreszcie wpuściła, jednak nie przynosiło to żadnych efektów.
W końcu kobieta mu otworzyła. Jedną ręką przytrzymywała lód przy głowie.
Rudy zawył cicho.
-          Bolało? – spytał niepewnie.
-          Nie, Rudy! W ogóle! – wykrzyknęła zdenerwowana Emily.
-          Mogę… Mogę wejść? – zapytał lekko zmieszany Gillespie.
Blondynka wpuściła senseia do domu. Mężczyzna starał się tłumaczyć zachowanie Falafela przed Tuner, jednak ta nie dawała za wygraną i nadal upierała się przy swoich teoriach.
-          W Seaford High School jest organizowany spektakl. Phil się tam wybiera i zaprosił nas, abyśmy z nim poszli.
-          Nie! – warknęła natychmiast kobieta. – Nie chcę mieć już z tym człowiekiem nic wspólnego!
-          Proszę cię, Emily. Daj mu ostatnią szansę – poprosił Rudy. – Nawet już nie chodzi o niego – Gillespie machnął ręką. – Będą tam występować moi uczniowie. Chcę im dodać trochę otuchy.
-          Dobrze – westchnęła zrezygnowana Turner. – Ale idę tam tylko ze względu na ciebie! – zaznaczyła.
Para ciepło się do siebie uśmiechnęła.
-          I oczywiście muszę zobaczyć talent aktorski dzieciaków – zaśmiała się.

 
*

 
Zbliżała się godzina dziewiętnasta. Sala teatralna była przepełniona widzami. Nikt się nie spodziewał, że na spektakl przybędzie tyle osób.
-          … a na koniec wystrzelimy fajerwerki! – tłumaczył z zachwytem w oczach Cowell.
Uczniowie mający okazję z nim pracować nad przedstawieniem nagle nie wyobrażali sobie porzucenia szkoły na dwa miesiące. Wszyscy zgodnie twierdzili, że będzie im trudno bez popołudniowych zajęć ze zwariowanym i roztrzepanym Anglikiem.
-          Zaczynamy! – krzyknął Louis, widząc wskazówkę zegara położoną na liczbie siedem.
Pierwsi aktorzy wyszli na scenę. Powitała ich salwa oklasków.

 
*

 
Lorie, Jack, Kim, Jerry- przyjaciele nie odzywali się do siebie od pamiętnego incydentu. Mijały całe dni, a oni nie chcieli kontaktu. Musieli odpocząć i wszystko dokładnie przemyśleć. Przyjazne stosunki jedynie utrzymywali Ramirez wraz z Brewerem oraz Martinez i Crawford.
-          Zaraz wychodzicie – obok grupki pojawił się Louis.

 
*

 
Rudy, Emily oraz Phil siedzieli na widowni. Ze zniecierpliwieniem czekali, aby zobaczyć swoje ukochane dzieciaki. Gdy wreszcie pojawili się na scenie, miny nieco im zrzedły. Spektakl wydawał się być czystą improwizacją. Jakby nigdy nie mieli przed sobą scenariusza i mówili to, co ślina im na język przyniosła.
-          Tak bardzo się cieszę waszym szczęściem, Sereno! – rozpoczęła swoją kwestię Lorie.
-          Doskonale, że się jednak zeszliście – powiedział, jakby od niechcenia Jack.
-          Tak, to wspaniałe – wysyczała Ramirez.
-          Nigdy nie widziałem tak zakochanej pary – warknął Brewer.
Właśnie w tym momencie przedstawienie zaczęło wymykać się spod kontroli. Milton chciał jakoś zareagować. Przerwać im.
-          Stój! – Cowell w ostatniej chwili powstrzymał Krupnicka przed wejściem na scenę. – To jest wspaniała improwizacja.
Rudowłosy spojrzał na nauczyciela z niedowierzaniem w oczach.
-          Co ty do mnie rozmawiasz, człowieku?! – wykrzyknął, jednak Anglik to zignorował.
Tymczasem w sztuce działo się coraz więcej. Przyjaciele zmieniali tekst. Mówili o tym, co czują. Nie próbowali się przed niczym powstrzymywać.
I w ten oto sposób zakończył się akt pierwszy przedstawienia.

 
*

 
Przyjaciele zeszli ze sceny z okropnymi humorami. Byli ze sobą jeszcze gorzej skłóceni.
-          Brawo! Brawo! – podszedł do nich radosny Louis.
Nikt nie wiedział, o co chodziło nauczycielowi.
-          Milton miał wspaniały plan!
Uczniowie posłali Cowellowi pytające spojrzenia.
-          Musiał między wami trochę namieszać, żebyście naturalnie zagrali – wytłumaczył im Brytyjczyk. – Na próbach wspaniale udawaliście zakochane pary. Myślałem, że tak też oddacie te uczucia dziś na scenie, jednak wyszło o wiele lepiej! Daliście upust swoim emocjom przez co sztuka stała się komedią.
Louis odszedł, a przyjaciele nie mogli uwierzyć w to, co usłyszeli. Za kulisami mieli sporo czasu, by sobie wszystko wytłumaczyć, więc dość szybko ustalili prawdziwą wersję zdarzeń. Wszystko się zgadzało. Zazdrosne dziewczyny to pretekst do podziału na grupy. Pocałunek Jerry’ego i Kim był od samego początku zaplanowany tylko po to, by Jack i Lorie mogli perfekcyjnie udawać zakochanych na scenie, chcąc zrobić na złość drugiej „parze”. Ta natomiast nie chciała pokazać swojej słabości, więc również ich gra była idealna.
-          Jak oni mogli nam to zrobić? – westchnął Jack.
-          Pozbawienie uczuć ludzie – podsumowała Lorie.
-          Myślę, że muszę wykonać telefon do Joan. Pan Cowell nigdy nie zapomni tego spektaklu – Brewer uśmiechnął się złośliwie. – Ale wcześniej chcę z tobą porozmawiać, Kim.
Martinez i Ramirez zrozumieli aluzję, więc posłusznie oddali się od przyjaciół, tym samym mogąc sobie wszystko jeszcze lepiej wyjaśnić.
Szatyn podszedł do drobnej blondynki.
-          Kim, to nie miało nigdy tak wyglądać – mówił do niej. – Ta sytuacja między nami nie miała mieć miejsca. Dobrze wiesz, co do ciebie…
-          Zaczynamy akt drugi! – zawołał Louis, wchodząc między Crawford, a Brewera.
Jack był już do takich sytuacji przyzwyczajony. Nie robiło to na nim żadnego szczególnego wrażenia.

 
*

 
-          Gdzie Joan? – spytał zaniepokojony Martinez Jacka.
Szatyn spojrzał na zegar.
-          Za moment powinna się pojawić.
-          Czas na fajerwerki! – wykrzyknął szczęśliwy Cowell.
Milton, Julie, Jack, Jerry, Kim, Lorie oraz Louis wyszli na deski teatru i rozpoczęli przygotowania do pokazu sztucznych ogni. Wszystko szło zgodnie z planem. Tym razem był to plan Brewera, a nie Krupnicka.
-          Stać! – warknęła Joan ubrana w mundur policyjny, wbiegając na scenę. – Magazynowanie produktów pirotechnicznych na terenie szkoły jest karalne! Pójdziecie ze mną! – oznajmiła i zaczęła skuwać ręce wszystkich obecnych na scenie.
-          Co? – zdziwił się Louis.
Podobnie jak nauczyciel Milton gwałtownie pobladł. Byli przerażeni. Zaczęli się tłumaczyć. Nie mogli przecież trafić do więzienia. Reszta przyjaciół miała niezły ubaw. Widownia, która myślała, że jest to dalsza część przedstawienia, także świetnie się bawiła.
-          Dzięki, Joan – zaśmiał się Jack. – Możesz nas już rozkuć. Spisałaś się świetnie. Naprawdę w to uwierzyli!
-          Och, nie – powiedziała policjantka. – Idziecie ze mną na komendę. Używanie takich produktów na terenie szkoły rzeczywiście jest karalne.
Brewer momentalnie przestał się śmiać. To w ogóle nie było już zabawne. Kobieta miała tylko udawać. Nikt nie mówił, by faktycznie pojmała przyjaciół i nauczyciela.
Gdy Joan wyprowadzała „przestępców” z budynku, widzowie stale bili brawo.

 
*

 
-          To też był pomysł Phila, żeby iść na tę nienormalną sztukę, prawda?! – warknęła Emily, biegnąc jak najszybciej się da na komendę.
-          Prawda! – przytaknął zdyszany Rudy.
-          Ja tutaj ciągle jestem! – przypomniał o swojej obecności Falafel.
Wszyscy troje dotarli na miejsce. Musieli wyciągnąć Lorie, Jerry’ego, Jacka, Kim, Miltona oraz Julie z więzienia. Oni nie mogli tam spędzić ani sekundy.
-          Joan! Błagam! Wypuść ich! – prosił Gillespie.
Policjantka była nieugięta. Uważała, że przyjaciele muszą zostać w areszcie co najmniej dwanaście godzin.
-          A co, jeśli wpłacę kaucję? – spytał Phil.
-          Będą twoi – odparła Joan.
Falafel nie czekając na nic więcej, pobiegł szybko do swojej restauracji, by wyjąć potrzebne pieniądze z kasy.
Emily zmieniła zdanie o Philu. Nawet było jej trochę wstyd, że miała tak złe zdanie o wspaniałym człowieku, który był gotów przeznaczyć zarobione przez siebie pieniądze na pomoc innym. Misja Rudy’ego zakończyła się powodzeniem. Turner bez żadnych już wątpliwości szczerze polubiła Falafela.
Właściciel lokalu przyszedł i wręczył banknoty policjantce.
-          Jest mały problem – oznajmiła, otwierając drzwi od celi. – Dzięki kaucji takiej wysokości mogę uwolnić tylko pięć osób, a jest ich tu siedem.
Julie, Kim, Lorie, Jerry oraz Jack gwałtownie wstali ze swoich miejsc, kiedy usłyszeli tę nowinę, a już po chwili znaleźli się poza celą.
-          Myślę, że pan Cowell wraz z Miltonem chętnie tu posiedzą i przedyskutują fabułę następnej sztuki – rzucił na odchodne Jack.
-          A przede wszystkim podzielą się ze sobą wiedzą dotyczącą motywowania aktorów – dodała roześmiana Lorie.
_________________________________________________
Tak więc jest 9. odcinek. :) Kiedy pojawi się 10. ? Na razie tego dokładnie nie wiem, ale myślę, że za jakieś dwa i pół tygodnia powinien być. ;)
Chciałam Wam podziękować za wszystkie komentarze i tę liczbę wyświetleń! To na mnie naprawdę robi ogromne wrażenie! Jeszcze raz dziękuję każdemu odwiedzającemu i komentującemu bloga. <3
Pozostała jedna sprawa... To co tam widzicie u góry nad rozdziałem to zakładki, które powstały z myślą o Was. :) W "Spis odcinków" jest... spis odcinków. ;) Opublikowane rozdziały znajdziecie pod linkami o odpowiednich nazwach. Reszta z dopiskiem "(niedostępny)" to przewidywane na przyszłość odcinki, które staram się dodawać jak najszybciej. :) W "Zapowiedź" znajdziecie zwiastun najbliższego odcinka, czyli opis oraz kilka fragmentów rozdziału. Szczególnie zapraszam do zakładek "Ciekawostki o opowiadaniu", gdzie możecie się dowiedzieć czegoś, tak myślę, interesującego, i "Zapytaj" - tam możecie pytać o opowiadanie.
Do następnego! (oby szybko) ;)

25 komentarzy:

  1. Wspaniały..
    Ty mas taki talent:>
    Już się nie mogę doczekać kolejnego:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham *.*
    Mam pytanie...Ile będzie sezonów Kickin'it? Bo jak 3 to szkoda, że tak mało...
    Kocham :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że sezonów będzie 3 jak prawie każdego disney'owskiego serialu :(

      Usuń
  3. Naprawdę fajny :)
    Zapraszam też do sebie :P

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko, po prostu cudny ten rozdział !!
    i jak zwykle ktoś Jackwoi przeszkodził . ;d
    Bosz, pisz nastepny bo nie wytrzymam !!

    OdpowiedzUsuń
  5. omg!! <333
    kocham ! :D po prostu boski rozdział ;3
    aww ;33 Jack i Lorie jacy zazdrośni :D
    czekam na new ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Super! :D
    Haha, biedny Jack xD Znowu!
    Odcinek śmieszny i naprawdę pomysłowy :D
    Czekam na następny:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedny, biedny :D
      Dziękuję za miły komentarz. <3

      Usuń
  7. Ha, wiedziałam, że zrobisz coś, żeby poróżnić pary, wiedziałam!

    Rozdział jak zawsze bardzo dobry. Cieszy mnie rozwinięcie wątka Rudy'ego i Emily. Świetny Phil i niezawodna, prześmieszna Joan, którą tak uwielbiam w serialu.
    Tyle ode mnie. Za chwilę napiszę mejl:-)
    :*

    Cleo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli, że jednak miałaś dobre przeczucia od samego początku ;)

      Usuń
    2. No a jak ;)
      Moja intuicja czasami zawodzi, ale w tym wypadku miała rację.

      Pomysł do "Spanish Kiss" wyslany :)

      Cleo

      Usuń
    3. Chciałaś, więc mówisz i masz:
      una-infinidad.blogspot.com

      :*

      Usuń
  8. Cudowny odcinek.
    Mam pytanko, ile odcinków będzie w twoim sezonie .?
    No bo nie wiem. :D
    Czekam na nowy odcinek. ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odcinków będzie prawdopodobnie 22. :)

      Usuń
    2. Zostałaś nominowana prze ze mnie do Libster Blog :D
      Więcej o tym na : http://lovestorykick.blogspot.com/p/libster-blog-d.html

      Usuń
  9. BOSKO.!!! Po prostu kocham twoje odcinki.!!
    Mam pytanko.: Kiedy będzie KICK.?? <3
    Czekam na kolejny odcinek.! :* :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      A co do Kicka... Kiedyś będzie na pewno. ;)

      Usuń
  10. Cuuuuudo. Kocham.... Jesteś normalnie niepowtarzalna naj.... Jak chcesz to wpadaj do mnie, dopiero zaczynam, ale miło by mi było gdybyś mi napisała co o tym sądzisz:
    http://opowiadanie-innej-historii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. O BOSZ !!
    Dziesiaj zaczęłam czytac twoje opowiadanie , które jest GENIALNE ...
    Jak Joan wyprowadziła ich z sali zaczęłam się śmiac ( nie wiem dlaczego) masz wielki talent ...
    Czekam na NN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję <3 Mam nadzieję, że następne rozdziały też będą Ci się podobać. :)

      Usuń
  12. Świetny jak zawsze! Jack jaki zazdrosny :D hahah uwielbiam takie sceny :D Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Super rozdział nie mogę odejść od tego bloga jest taki ciekawy.

    OdpowiedzUsuń