niedziela, 26 maja 2013

S03E08 16 Again

Piękne, słoneczne popołudnie w Seaford to było tradycyjne zjawisko. Jerry w kozie o tej porze to również tradycyjne zjawisko. Lecz tym razem nie był sam. Towarzyszyła mu ulubiona ostatnimi czasy koleżanka zwana Lorie Ramirez.
Wielu mogłoby nie uwierzyć, że dziewczyna dostała karę od samego dyrektora. Była ona przecież na ogół spokojną, przykładną uczennicą. Jednak, kiedy chodziło o miłe spędzenie czasu z Martinezem, była skora do wszelkich poświęceń. Dlaczego akurat w kozie mieli się świetnie bawić? Jerry od zawsze wpadał na dziwne pomysły. To był jeden z nich.
Za swoje nieodpowiednie zachowanie Ramirez oraz Martinez otrzymali karę w postaci segregowania akt szkolnych i innych papierów. Rzeczywiście zapowiadała się wspaniała zabawa…
-          Dlaczego taki jesteś? – zapytała niespodziewanie Lorie, przeglądając kolejną szufladę.
Na twarzy Jerry’ego pojawił się grymas. Szczerze nie miał zielonego pojęcia, o czym mówiła przyjaciółka.
-          Słucham? – spytał stale zaskoczony chłopak.
-          Musisz wiedzieć o co chodzi – odparła pewnie Ramirez. – Przy znajomych zachowujesz się, za przeproszeniem, jak półgłówek – dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało do Martineza, chcąc go przeprosić za wyrażenie. –Kiedy indziej jesteś zupełnie inny. Powiedziałabym… bardziej ludzki. Nie boisz się okazywać uczuć, normalnie i inteligentnie rozmawiasz. Co jest nie tak? – zapytała wyraźnie zmieszana Lorie.
Brunet momentalnie stał się cały czerwony na twarzy. To nie było zawstydzenie. Przynajmniej Jerry tak myślał. Nie mógł odpowiedzieć na to pytanie Ramirez. Sam nie wiedział, dlaczego tak się dzieje. Przecież nigdy nikogo nie udawał. Wyglądało to tak, jakby miał dwie osobowości. Jedna dla rodziny, przyjaciół. A druga, ta lepsza, dla… Lorie.
-          Nie będę cię okłamywał. Sam nie jestem pewien, czemu tak jest – powiedział na jednym wdechu.
-          Cieszę się, że chociaż jesteś świadomy tego, że tak się niekiedy zachowujesz.
Jerry uśmiechnął się ciepło do przyjaciółki.
-          Myślę, że w takim układzie bylibyśmy całkiem dobraną parą – zaśmiała się Lorie.
Nagle się otrząsnęła. Nie wiedziała, dlaczego coś takiego wymsknęło jej się z ust. Od kiedy była tak pewna siebie? A raczej dzięki komu taka się stała? Odpowiedź była zbyt prosta.
-          No tak – przyznał jej rację Martinez, odwzajemniając gest brązowowłosej. – Bylibyśmy. I tak nigdy nie będziemy.
Twarz Lorie ogarnęło zaskoczenie? smutek? żal? Właściwie wszystkie te słowa doskonale opisywały jej uczucia w tamtym momencie.
-          C-co? – ledwo wydukała.
-          Daj spokój – odrzekł Martinez
Nie zaszczycił dziewczyny ani jednym spojrzeniem. Zdawał się być zupełnie pochłonięty pracą.
-          To nie miałoby sensu – kontynuował. – W ogóle do siebie nie pasujemy. Nie przyszło ci to do głowy? – zakończył nieco ostro.
-          Co masz na myśli? – warknęła trochę zdenerwowana Ramirez.
-          Spójrz jaki ja jestem, a jaka jesteś ty. Ja codziennie dostaję jakieś nowe szlabany, czasem staję się zarozumiały i niemiły. A ty jesteś wzorową uczennicą. Nas związek przekroczyłby granice wyznaczone przez ten świat.
-          Bez urazy, Jerry. Gadasz totalnie bez sensu – stwierdziła Lorie. – Właściwie to przepraszam, że w ogóle zaczęłam taki temat.
Dziewczyna prawie że krzyczała, gdy zwracała się do Martineza. Pospiesznie wzięła swoją torbę i opuściła pomieszczenie, trzaskając drzwiami.
Jerry wiedział, że mówiąc takie steki bzdur, popełnił błąd i zranił przyjaciółkę. Miał nadzieję, że jednak za niedługo ta o tym feralnym zdarzeniu zapomni.

 
*

 
Martinez w samotności kontynuował segregowanie akt. Było tego jeszcze wiele, jednak nie przerażało to chłopaka. Z pozoru nudne zajęcie w jednej chwili okazało się być bardziej interesujące niż powinno. A zdarzyło się to w momencie przechwycenia przez Jerry’ego gazetki szkolnej z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego szóstego roku zawierającej najświeższe plotki o uczniach szkoły. Artykuł stał się jeszcze ciekawszy, gdy oko bruneta wychwyciło nazwisko Rudy Gillespie.

 
22.03.1996
nr 34
Witajcie Uczniowie Seaford High School!
Mamy dla Was parę nowych informacji.
Na pierwszy ogień idą szesnastoletni przyjaciele: Rudy Gillespie wraz ze swoją paczką, czyli Amy Lee oraz Neilem. Wbrew pozorom nie dzieje się tam za dobrze.
 Czy tylko nasza redakcja zauważyła, że Amy oraz Rudy mają się ku sobie? Tego chyba nie mógł przeoczyć nikt! Ale co z wciąż samotnym Neilem? Czyżby przyjaciele go odrzucili? Na to wygląda, sądząc po minie chłopaka. A może coś innego sprawia, że Neil zdaje się być niezadowolony i zdegustowany? Zawód miłosny?

 
Jerry odłożył gazetę w momencie, gdy skończył się wątek dotyczący Rudy’ego. Na szczęście znalazł kilka innych numerów szkolnego magazynu. Czekała go interesująca lektura.

 
19.04.1996
nr 38
Tak ja przypuszczaliśmy- to była tylko kwestia czasu. Amy Lee i Rudy są oficjalnie parą! Czyż to nie cudowne? Z tego co widać, jak najbardziej NIE. Neil stale chodzi po szkole naburmuszony, a jego wybuchy przeszły na porządek dzienny. O co chodzi? Intuicja nam podpowiada, że już wkrótce się dowiemy.
 
10.05.1996
nr41
Aż miło jest patrzeć na tak zakochanych ludzi! To wspaniałe, kiedy widzimy tę dwójkę tak blisko siebie. Chyba nigdy nie byli tak bardzo szczęśliwi jak teraz!

 
14.06.1996
nr 45
To jest wprost niemożliwie! Chyba wszyscy wiedzą, co mamy na myśli. Po niecałych dwóch miesiącach spotykania się, źródła donoszą, że Amy Lee oraz Rudy rozstali się! Co się stało? Wyglądali przecież na szalenie szczęśliwych! Jedni powiedzą, że to czysty przypadek, ale my znamy całą prawdę! Wiemy kto stoi za rozpadem idealnego związku. Nikt by się nie spodziewał, że taką osobą okaże się

 
-          No kto?! Kto się okaże?! – Martinez krzyczał wniebogłosy, widząc przed sobą ślad po oderwanym kawałku papieru.
Nie przemawiała za nim ciekawość, lecz żądza wiedzy, kto zniszczył wspaniały związek Rudy’ego. I jakie były tego przyczyny.
Martinez wziął do ręki ostatni numer wydany w roku szkolnym 1995/1996.

 
21.06.1996
nr 46
Więc nadszedł czas na małe podsumowanie. Zacznijmy od Amy Lee oraz Rudy’ego Gillespie’ego. To był dla nich przełomowy rok. Teraz obydwoje wyglądają jak żywe trupy od rozstania. Jakby nigdy więcej nie mieli się zakochać. Każdy wie, o czym mówimy.

 
*

 
Trening zaczął się punktualnie o siedemnastej. Jerry był o wiele wcześniej niż zwykle. Chciał pomyśleć o sprawie związanej z Rudy’m oraz tajemniczą Amy Lee. To była dość intrygująca historia. Przecież sensei nigdy nie wspominał o tej dziewczynie. Może miał ku temu jakieś powody? Ba! Oczywiście, że musiał mieć!
-          Halo! Ziemia do Jerry’ego – Kim machała ręką przed twarzą chłopaka.
Brunet ocknął się.
-          Gdzie Lorie? – spytał, gdy skojarzył fakty.
Nigdzie nie wiedział brązowowłosej dziewczyny.
-          Właśnie dlatego chcę z tobą porozmawiać – odparła Kim. – Jerry, coś ty jej zrobił?! Nie opuściła nigdy treningu! Dzwonię do niej, ale nie odbiera!
-          Dlaczego zaraz ja?! – oburzył się Martinez, ignorując dalsze słowa blondynki.
-          Jesteś jak robot.
-          Tak inteligentny?
-          Nie. Nie masz uczuć.
-          Spokój! – krzyknął Rudy, wchodząc do dojo, tym samym przyprowadzając dwoje uczniów do porządku.

 
*

 
Martinez przez cały trening był nieobecny. Próbował sobie przypomnieć czy sensei kiedykolwiek wspominał o jakiejś Amy Lee. Faktycznie, coś mu dzwoniło w głowie. Gillespie kiedyś mówił o pewnej dziewczynie.

 
Rok dziewięćdziesiąty szósty – uczniowie głośno jęknęli. - Najpierw wszystko było piękne – kontynuował. – Miałem dla kogo budzić się każdego ranka. Śpiew ptaków był jeszcze bardziej przyjemny dla ucha. Świat stał się piękny. A później, po dwóch tygodniach, zostawiła mnie samego w kinie, z popcornem i nachosami, a na dodatek nie zapłaciła za swój bilet i uciekła – zakończył smutnym tonem.

 
Jednak czy to dotyczyło Amy Lee? Jerry nie był tego taki pewien.
-          Martinez! – warknął Jack. – Zawiesiłeś się dziś już trzeci raz!
-          Po prostu brakuje mu obecności Lorie – zaśmiał się sensei.
No właśnie. Jeszcze Lorie. Ten dzień nie należał do udanych.
-          Wszystko w porządku. Cieszę się, że spytaliście – mruknął z nutką ironii w głosie chłopak.

 
*

 
-          Muszę zrobić referat – jęknęła wyczerpana Kimberly, której nawet nie chciało się iść przebrać po treningu skończonym piętnaście minut wcześniej.
-          Znowu? – zdziwił się Jack.
Crawford tylko jęknęła w odpowiedzi. Tematem wypracowania był życiorys dziennikarza lub dziennikarki. Milton wraz z Julie pisali referat o Robercie Armstrongu, a Kim postanowiła poszukać informacji o jego telewizyjnej koleżance- Emily Turner. Z opowieści Lorie była ciekawą i przepełnioną energią postacią. Crawford zdecydowała poznać ją bliżej poprzez napisanie o niej wypracowania.
-          Może ci pomóc? – zaproponował miło Brewer.
-          Jasne – przytaknęła Kim. – Byłoby świetnie.
-          Jak zawsze – szatyn puścił oczko do dziewczyny.
Nagle zaczął szybkim krokiem zmierzać w stronę Crawford. Nie miał pojęcia jaka siła go do tego podkusiła i skąd wzięła się w nim aż taka pewność siebie. Może to desperacja? Był coraz bliżej i bliżej. Wargi jego i zaskoczonej dziewczyny prawie się już stykały.
-          Nie przy ludziach – zaśmiał się Gillespie, odrywając Brewera od Kimberly.
Biedny sensei. Nie wiedział, że Jack przez najbliższy tydzień będzie mu posyłał nienawistne spojrzenia.
-          No, Kim! Ruchy! – polecił nauczyciel. - Idź się przebierać.
-          Jack chętnie ci pomoże – dodał nieco złośliwie Jerry, co wywołało zdegustowanie na twarzy Miltona.
-          Trzymacie mnie, bo zaraz coś mu się stanie – powiedziała przez zaciśnięte zęby blondynka.
Dziewczyna nie znosiła takich uszczypliwych tekstów Martineza.

 
*

 
Jerry kierował się w stronę domu Lorie. Drogę znał już na pamięć. Dosyć często odwiedzał przyjaciółkę.
Było grubo po dwudziestej, jednak to nie przeszkodziło Martinezowi w dobijaniu się do drzwi mieszkania dziewczyny. Ta ostatecznie po piętnastu minutach otworzyła chłopakowi.
Jerry machinalnie odskoczył, kiedy w drzwiach ujrzał całą zapłakaną Lorie. Obawiał się, że znał powód jej smutku.
-          Myślę, że powiedziałeś mi wystarczająco dużo – oznajmiła Ramirez.
Szatynka nie miała ochoty owijać w bawełnę.
-          Myślę, że jednak nie – powiedział ze skruchą w głosie brunet.
-          Więc nie myśl.
Lorie chciała zamknąć drzwi, ale w ostatniej chwili Jerry przytrzymał je stopą. Zawył głośno, gdy noga doznała pewnego urazu. Ramirez zaśmiała się głośno. Chłopak skorzystał z okazji i powoli otwierał drzwi, znów widząc twarz przyjaciółki.
-          Mogę wejść? – spytał.
-          Nie jestem pewna, czy…
Dziewczyna nie dokończyła, ponieważ przyjaciel w jednej chwili rzucił się na nią, mocno przytulając.
-          Przepraszam – powiedział cicho, wchodząc do mieszkania i zatrzaskując za sobą drzwi.

 
*

 
Ramirez podała chłopakowi szklankę soku tak jak prosił. Trząsł się. Nie z zimna. Raczej z nerwów.
-          Gdzie twój tata? – zapytał.
-          Tradycyjnie w pracy za granicą.
-          A mama?
-          U koleżanki.
-          Co z Willem?
-          Może ja tobie teraz pozadaję pytania?
Lorie nie potrafiła wytłumaczyć swojego zachowania. Była szczerze wściekła na Martineza. Chyba doskonale znała przyczynę i w ogóle nie próbowała usprawiedliwiać chłopaka w swoich myślach jak to miała w zwyczaju. Jerry powiedział o kilka słów za dużo i stało się. Pierwszy raz w przeciągu tych kilku miesięcy ich przyjaźni byli skłóceni. Niezbyt miłe uczucie dla obojga stron.
-          Jeśli chcesz – odparł pewnie brunet.
-          Po co przylazłeś? – warknęła dziewczyna.
-          Przeprosić.
-          Za co? – jej głos nie stawał się ani trochę milszy.
-          Lorie, przestań! Przeprosiłem! Już chyba dziesięć razy! Co mam jeszcze zrobić?! Uklęknąć i się oświadczyć, aby ci pokazać, że mi zależy?!
Ramirez zaśmiała się. Jerry był zdezorientowany. Najpierw dziewczyna na niego krzyczy, ma pretensje, a kilka sekund później wybucha donośnym i radosnym śmiechem.
-          Chyba w życiu cię nie zrozumiem – pokiwał przecząco głową chłopak. – Ale jest coś o czym muszę ci jeszcze powiedzieć.
I tak właśnie rozpoczęła się prawie godzinna pogawędka o Rudy’m oraz tajemniczej Amy Lee.

 
*

 
Lorie słuchała opowieści Jerry’ego z szeroko otwartymi oczyma. Nie mogła uwierzyć w słowa przyjaciela. To wydawało się być z lekka niedorzeczne. Przecież sensei zawsze rozmawiał ze swoimi uczniami o zawodach miłosnych, jednak traktował ten temat jak najnormalniejszy na świecie. W przypadku Amy Lee było inaczej. Gillespie nigdy przenigdy o niej nie wspominał.
-          Dziwne – podsumowała Ramirez.
-          I to jeszcze jak – przyznał jej rację brunet, popijając sok.
-          Nie możemy się o nic spytać Rudy’ego – stwierdziła dziewczyna. – Widać, że ta sprawa jest dla niego ważna, więc może poczułby się urażony, gdyby się dowiedział, że wiemy o Amy Lee.
Jerry westchnął cicho i zaczął gwizdać, rozglądając się nerwowo po mieszkaniu.
-          A gdyby tak znaleźć tą Amy? – zaproponowała Lorie.
-          Po co? – spytał twardo i oschle Martinez.
-          Mówiłeś, że Rudy był z nią szczęśliwy, a ktoś przyczynił się do rozpadu ich związku. Myślę, że mógłby się ucieszyć.
-          Albo nas zabić – przerwał koleżance Martinez. – Dajmy sobie spokój.
Lorie cały czas namawiała Martineza, by jednak spróbowali. Przecież nie robiliby tego w złej intencji. Chłopak stale odmawiał. Uważał to za beznadziejny pomysł i mieszanie nosa w nie swoje sprawy. Ostatecznie uległ dziewczynie i postanowił odszukać tajemniczą Amy Lee.
Na zegarze widniała godzina dwudziesta druga. Jerry postanowił wrócić już do domu. Niezwykle długo żegnał się z Lorie.
-          Jeszcze raz przepraszam – powiedział chłopak i przytulił Ramirez.
-          Ja też – odparła szatynka, na co Jerry się zaśmiał.
 

*

 
Piski i wrzaski. Ogromny zamęt panował na szkolnym korytarzu. Czasami w Seaford High School można było poczuć się jak w przedszkolu. Milton i Julie byli bardzo podekscytowani ze względu na prezentację przygotowanego przed czasem referatu.
-          Nareszcie ostatnia lekcja! Tak się cieszę! – krzyczał Milton z zachwytem. – Będę mógł przeczytać wypracowanie!
-          A ja znowu pójdę na szlaban i spotkam się z Jerry’m – uśmiechnęła się Lorie.
Jej wypowiedź wywołała zdziwienie na twarzy Krupnicka.
-          A ja się cieszę, że to ostatnia lekcja, bo zaraz skończą się te tortury, ale spoko, kujony – powiedziała złośliwie Kim.
-          A ty, Kimberly? – prychnął Milton. – Kiedy oddasz swój referat?
-          Wtedy, kiedy Jack wreszcie ruszy swoje cztery litery i mi pomoże jak obiecał.
-          To dziś popołudniu? – spytał Brewer, przechodząc obok Crawford i puszczając do niej oczko.
Dziewczyna tylko wywróciła oczami.
 

*

 
Ostatnie zajęcia za kilka chwil miały się już skończyć. Julie wraz z Miltonem właśnie wychodzili na środek sali, aby przeczytać swoją pracę, której poświęcili sporo czasu.
Kim oraz Lorie nie potrafiły już wysiedzieć. Zaczęły powoli zbierać swoje książki z ławek. Nagle nudny referat o Robercie Armstrongu przykuł uwagę Ramirez.
-          W szkole średniej nosił przezwisko Neil – czytał Krupnick. – Seaford High School ukończył w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym…
Neil? Czyżby ten sam Neil? Przyjaciel Rudy’ego i Amy Lee? Lorie koniecznie musiała o tym opowiedzieć Jerry’emu!
 

*

 
-          Może to jakiś zbieg okoliczności? – zastanawiał się Martinez.
-          Wierzysz w takie przypadki? – prychnęła dziewczyna, przeglądając stare gazetki szkolne i akta uczniów.
-          Czy ja wiem… Moment! Czy Robert Armstrong to nie jest ten sam gość, któremu non stop nie smakuje twoja kawa?
-          Tak. To ten sam – westchnęła Lorie.
-          Może jego spytamy o Amy?
-          Będzie trudno.
 

*

 
Przyjaciele kierowali się w stronę wielkiego wieżowca, w którym pracowała Ramirez. Robert „Neil” Armstrong czasami zostawał popołudniami w biurze. Jerry i Lorie mieli nadzieję, że zastaną prezentera w pracy.
Długo jechali windą nim znaleźli się na odpowiednim piętrze. W końcu z niej wyszli, a ich oczom ukazał się długi przestronny korytarz. Martinez lekko wzdrygnął się ze strachu. Na samym końcu drogi znajdował się ich cel- gabinet Armstronga.
Kiedy znaleźli się przy progu, zapukali i weszli niepewnym krokiem do środka. Na ich szczęście lub nieszczęście Rob znajdował się w pomieszczeniu. Mężczyzna gwałtownie przeniósł swój wzrok znad materiału, który przygotowywał do programu na Jerry’ego i Lorie.
-          Dzień dobry – wydukali.
Armstrong im nie odpowiedział.
-          Mamy do pana jedno pytanie.
-          Słucham – powiedział twardo Robert.
-          Czy znał pan Amy Lee i Rudy’ego Gillespie’ego? – zapytała bez żadnego owijania w bawełnę szatynka.
Robert otworzył szeroko oczy, lecz po chwili przyjął naturalny wyraz twarzy.
-          Owszem – przyznał. – A o co chodzi? – zmrużył oczy.
Nie interesowało go jak przyjaciele się o tym dowiedzieli. Chciał jak najszybciej zakończyć rozmowę, by znów powrócić do pracy.
-          Może nam pan powiedzieć pewną rzecz? Jaki jest aktualny adres Amy?
Armstrong zaśmiał się głośno.
-          Amy? – zapytał przez śmiech. – Widzę, że jeszcze mało wiecie, ale niech będzie. Rodeo Street, 14. Możecie już iść – oznajmił chłodno mężczyzna.
Lorie i Jerry posłusznie wyszli z pokoju.
-          Za łatwo poszło – stwierdził Martinez.

 
*

 
Znajomi kierowali się w stronę wyznaczonej ulicy. Niestety, znajdowała się ona na drugim końcu miasta. Nogi ich niemiłosiernie bolały. Nie przewidzieli, że będzie to aż tak długa droga. Jednak wiedzieli, że dla przyjaciela są w stanie zrobić absolutnie wszystko, aby tylko był zupełnie szczęśliwy.
Stanęli przed wyznaczonym miejscem.
-          Czternaście? – upewniała się Ramirez.
-          Czternaście – przytaknął Martinez i sam podszedł pod dom kobiety, gdyż Lorie była już potwornie zmęczona tym wszystkim.
Zadzwonił do drzwi. Niezbyt długo czekał aż w końcu ktoś mu otworzy.
W progu stanęła blond włosa kobieta w zielonej, odżywczej maseczce na twarzy.
-          Tak? – zapytała.
Głos wydawał się być niesamowicie znajomy.
-          Pani Amy? – spytał Martinez.
-          To jakaś pomyłka – powiedziała.
-          Amy Lee? – ponownie zapytał.
Kobieta lekko się przeraziła. Martinez podświadomie czuł, że to była właśnie ona.
-          Dowidzenia – oznajmiła i chciała zamykać drzwi.
-          Proszę pani! – krzyczał Jerry. – Proszę! Chcę tylko krótkiej rozmowy!
Niestety domniemana Amy nie miała na to ochoty.

 
*
 
-          Jack, gdzie ty byłeś?! – warknęła zdenerwowana Kim.
Przez dwadzieścia minut czekała na Brewera. Gdy wreszcie ten się pojawił, dziewczyna była wściekła.
-          Przepraszam – powiedział niewiadomo czemu radosny i uśmiechnięty Jack. – W ramach przeprosin ofiaruję ci ów dary – zaśmiał się chłopak i podał dziewczynie kolorowy bukiet kwiatów.
Ta po paru chwilach odwzajemniła gest szatyna.
-          A teraz się przyznaj, skąd to ukradłeś? – uśmiechnęła się,
-          Ja? Kraść?! – Jack udawał oburzonego. – W życiu! Nigdy! – widząc zadowoloną Kimberly powiedział: - Mama mi załatwiła bukiet kilka minut temu. Spóźniłem się tylko dlatego, że musiałem na nią czekać!
-          Biedactwo, ty moje! – mówiła ironicznie Crawford.
Po niecałych dwóch minutach przyjaciele ruszyli w stronę biblioteki, chcąc znaleźć informacje o Emily Turner. Szukali książki kilka dobrych godzin, jednak takie opóźnienie spowodowały tylko ciągłe wygłupy Brewera. Ostatecznie Kim wraz z Jackiem zasiadła przy stoliku, otwierając lekturę na stronach poświęconym prezenterce.
Brewer nagle głośno się zaśmiał. Blondynka nie wiedziała, o co chodziło chłopakowi, więc ten natychmiast wskazał jej pewien fragment.
-          I co w tym takiego śmiesznego? – zdziwiła się Kimberly.
-          Amy Lee! – zawołał Jack. – Sprytnie wymyślony pseudonim! Nie Emily, tylko Amy Lee. To coś w rodzaju Kimber Lee!
Crawford tylko przejechała otwartą dłonią po swojej twarzy, chcąc pokazać Brewerowi jakim jest czasami głupcem, lecz już po chwili pobłażliwie się do niego uśmiechnęła.

 
*
 
Kolejny trening równał się z kolejnymi zakwasami. A tych ostatnio było za dużo. Przyjaciele nie wiedzieć czemu wyszli z formy. Najprostsze ćwiczenia sprawiały im ogromne trudności. Rudy wymagał coraz więcej, a paczka znajomych zachowywała się, jakby utknęła w pewnym punkcie swoich możliwości. Lecz sensei wydawał się to ignorować i stale „katował biednych oraz pokrzywdzonych uczniów” jak to mądrze określił Milton.
Po zakończonych zajęciach Lorie i Jerry podbiegli do siebie z prędkością światła, jakby nie widzieli się całe wieki.
-          Muszę ci coś powiedzieć – oznajmiła Ramirez.
-          Ja tobie też. Ale mów pierwsza.
-          Robert powiedział mi kim jest tajemnicza Amy Lee! To nie kto inny jak Emily Turner! Prezenterka naszego „ Good Morning Seaford” ! – prawie że krzyczała zafascynowana Ramirez.
-          Miałem ci powiedzieć dokładnie to samo. Jack przez cały dzień pisał na okładce zeszytu coś w rodzaju „Kimber Lee” , a później mi wszystko wytłumaczył.
-          Zagadka rozwiązana – stwierdziła z uznaniem szatynka.

 
*

 
W restauracji Phila Falafela po zakończonym treningu Martinez i Lorie opowiadali przyjaciołom fascynującą historię dotyczącą ich senseia oraz Emily i Armstronga. Wszyscy słuchali tego z zaciekawieniem.
-          To dlatego Rudy wkurzył się na ciebie, kiedy powiedziałaś, że załatwiłaś mu występ w „ Good Morning Seaford” . Tu wcale nie chodziło o jakiś stres – wyciągnął wnioski Milton.
Jack, Jerry, Kim oraz Lorie zaraz przypomnieli sobie zdarzenie, o którym mówił Krupnick.

 
Ramirez jak błyskawica wleciała do gabinetu. Usiadła na kanapie, która znajdowała się naprzeciw biurka Rudy’ego. Sensei spojrzał wyczekująco na szatynkę, a ta się, jakby ocknęła i rozpoczęła swoją przemowę.
-          Nigdy nie zgadniesz co się stało! – mówiła entuzjastycznie. – Zgadnij, kto za sześć dni występuje w „ Good Morning Seaford” ?!
-          Jerry? – spytał retorycznie Gillespie, popijając kawę.
-          On też – powiedziała dziewczyna. – Ale ten ktoś, o kim mówię siedzi naprzeciwko mnie!
Rudy odwrócił głowę i spojrzał na ścianę, na której wisiał pokaźnych rozmiarów plakat Wasabi’ego.
-          Bobby?
-          Nie! To ty, Rudy! – dziewczyna wesoło się zaśmiała.
Widać było, że sensei nie podziela jej zachwytu. Siedział ze zdenerwowaną miną, która radziła Lorie uciekać.
-          Coś nie tak? – spytała.
-          Tak, Lorie! – wybuchł Gillespie. – Coś jest nie tak! Dlaczego nie spytałaś się mnie o zdanie?! Nie powinnaś tak robić! To bardzo niegrzeczne.
Ramirez patrzyła z niedowierzaniem na mężczyznę.
-          Przepraszam. Zaraz to wszystko odwołam – oznajmiła zakłopotana.
-          Czekaj. To ja przepraszam. Nie powinienem się tak zachować, ale panicznie boję się występów publicznych. Stresuję się nimi odkąd Ty mnie upokorzył przed całą szkołą i na konkursie talentów usiadłem na pierdzącej poduszce – dokończył z grymasem na twarzy.
-          Rudy, ale przecież Ty’a tam nie będzie. Nie denerwuj się – uśmiechnęła się Ramirez.
-          I chyba tak zrobię. Muszę zacząć pokonywać swoje lęki.

 
-          A to cwaniak – podsumował Brewer.

 
*
 
-          Chodź szybciej, Emily! – wołała Lorie, ciągnąc za sobą Turner do restauracji Falafela. – Wieki temu obiecywałaś mi ten wypad! Nie traćmy czasu, bo zaraz zamkną lokal!
„Albo Rudy zwieje” przemknęło dziewczynie przez myśl.
Emily szła najszybciej jak mogła. Nie wiedziała jaki był powód takiego pośpiechu Ramirez. Przeczuwała, że dziewczynie nie chodziło tylko o zwykłą pogawędkę. Gdy stawiała pierwsze kroki w restauracji, już zaczęła żałować wyjścia na miasto z szatynką.
Gillespie prawie dostał ataku serca, kiedy zauważył zmierzającą ku niemu i jego przyjaciołom blondynkę.

 
*
 
-          I tak to wszystko się skończyło – zakończyła Emily.
Cała siódemka wysłuchała dwóch historii. Pierwsza była rodzajem tłumaczenia Turner oraz Gillespie’emu, skąd wszyscy dowiedzieli się o skończonej historii miłosnej Amy Lee i Rudy’ego. Druga dotyczyła poznania prawdy o ich związku i Neilu.
-          To okropne. Jak Rob mógł zrobić coś takiego? – zastanawiała się Crawford.
-          Przepraszał nas parę miesięcy później i mu wybaczyliśmy – wyjaśniła krótko Turner.
-          Nieważne! On sobie ubzdurał, że tak będzie lepiej dla świata?! Że wzorowa uczennica nie może spotykać się z chłopakiem, który stale dostaje szlabany?! To przecież niedorzeczne! – Crawford była zbulwersowana.
-          Jerry coś o tym wie, prawda? – spytała nieco złośliwie Lorie bruneta.
Wszyscy dziwnie spojrzeli na dwoje przyjaciół. Na szczęście tylko oni wiedzieli, o co chodziło. To była ich mała tajemnica. Może i ją też ktoś kiedyś pozna…_________________________________________________
No i jest kolejny rozdział. :) Nie spodziewałam się, że tak szybko to nastąpi. Miał się pojawić dopiero 9.06. ;)
A teraz pytanie z czystej ciekawości. Który odcinek najbardziej Wam się podoba? :)

22 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział <333
    Niedługo będzie pewnie para:Jerry i Lorie <333
    Ciekawe, kiedy będzie Kick...
    Kocham, Olivia Holt ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem, czy tak niedługo... ;)
      A co do Kicka mam już pewne plany :)

      Usuń
  2. cudowny rozdział zwsze jest warto czekać na twoje rozdziały !!!
    kocham cb i bloga :*******

    OdpowiedzUsuń
  3. Ślicznie.! Bosko.! Cudownie.!
    Mam tylko jedna pytanko, kiedy będzie KICK...??
    Uwielbiam Cię ..! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział !! :*
    Mi wszystkie się podobają :D
    Czekam na nn :*
    A Jackowi znowu przerwano xD hah

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział tydzień po ostatnim, jestem w szoku.
    Leah, zaskakujesz mnie :*

    Jak zawsze bardzo dobry rozdział. Lekkie zachwianie w przyjaźni Lorie i Jerry'ego, ale takie sytuacje są potrzebne.
    Fabuła Twojego rozdziału coś mi przypomina, mam wrażenie, że czytałam lub oglądałam coś w podobnym tonie (nie mam na myśli filmu "17 again").
    Co do KICKa- nie zaskoczyło mnie to, że im przerwano. Dzięki roboczym tytułom kolejnych odcinków wiem, kiedy spodziewać się Kim i Jacka jako pary.

    To tyle ode mnie dzisiaj. Najlepszy- 6 chapter for me :-)

    Cleo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz :)
      Wiedziałam, że Cię zaskoczę, kiedy tak wcześnie dodałam rozdział. ;)

      Usuń
  6. Świetny! Rozdział cudowny;* jesteś boska <3 czekam na nn :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały!!
    Wszystkie są wyjątkowe :33
    A Kick w którym rozdziale się pojawi ? ;p
    Czekam na nn <3333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądząc po nazwach kolejnych odcinków, KICKowi poświęcone zostaną na pewno rozdziały 19-21 :-)

      Cleo

      Usuń
    2. Aaaaaa. O.O
      Jaka jam głupia :D
      Dzięki za imfo

      Usuń
    3. Nie ma sprawy ;)

      Cleo

      Usuń
    4. Myślę, że już nic więcej nie muszę wyjaśniać. :)

      Usuń
  8. Super, wspaniały rozdział. W twoich opowiadaniach lubię to, że piszesz o wszystkich, nie tylko o Kim i Jack'u, ale też o Jerry'm, Milton'ie, Rudy'm, Eddie'm, Julie, stworzyłaś też nowe postacie, takie jak Lorie. Super opowiadania i są napisane jak odcinki ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział jak zwykle :) Uwielbiam je czytać. Też podoba mi się to że nie piszesz tylko o Kicku ale o całej paczce. Mam pytanko. Czy mogłabyś pisać takie jakby zwiastuny ? xD Żebyśmy mniej więcej wiedzieli o czym będzie następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mały problem. Mam tylko niewielki zarys odcinków w głowie, więc ze "zwiastunami" różnie by bywało. Zazwyczaj, kiedy mam gotowy rozdział, od razu go dodaję, więc nie byłoby czasu na zwiastuny. :)
      Ale poważnie się nad tą opcją zastanowię. ;) Dziękuję za pomysł. <3

      Usuń
    2. Skorzystałam z Twojej rady. W zakładce "Zapowiedź" znajdziesz "zwiastun" nowego rozdziału. :)

      Usuń
  10. Cud, Miód, Malina
    Rozdział jak zawsze B-O-S-K-I!!!
    Już nie mogę się doczekać Kicka:*
    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  11. KOCHAM ! KOCHAM ! KOCHAM ! KOCHAM !! <333
    czemu on jej nie pocałował?! ;O
    CZEMU?!?!?!?!
    czekam na new <3
    i może dodałabyś go właśnie 9 ? ;))

    zapraszam do mnie na new
    http://opowiadania-kickin-it.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Super rozdział. Mi podobają się wszystkie rozdziały,świetnie piszesz nie przestawaj to by była zbrodnia

    OdpowiedzUsuń