niedziela, 5 stycznia 2014

S03E17 Oh My Doctor! part II

Stan samopoczucia Lorie w ogóle się nie polepszał. Ramirez czuła się tak jak wcześniej, a może nawet gorzej. Ponadto dziewczyna miała już dość niecodziennych sposobów Phila Falafela na zwalczenie choroby. Każdy jeden był coraz bardziej bolesny i niebezpieczny. Ramirez z godziny na godzinę wszystko to wydawało się mniej śmieszne i postanowiła wreszcie interweniować.
Dziewczyna usłyszała odgłos otwieranych drzwi.  Do jej pokoju oczywiście weszli Falafel wraz z Martinezem. Phil w jednej z dłoni trzymał małe pudełeczko wypełnione czymś co przypominało igły lub szpilki.
-          Obróć się na brzuch. Zaraz ci zrobimy masaż – uśmiechnął się właściciel restauracji do szatynki.
-          Dziękuję wam, ale... – zaczęła Lorie, jednak Jerry wszedł jej w słowo.
-          Nie ma żadnego „ale” . Gwarantuję ci, że po tym zabiegu poczujesz się dziesięć razy lepiej.
Ramirez postanowiła ostatni raz zaufać przyjaciołom. Może w końcu ich metody leczenia zadziałają. Musiała im dać szansę.
Brązowowłosa wykonała polecenie Phila i już po chwili leżała na brzuchu. Falafel stanął dokładnie obok niej. Nie minęło pół minuty, a Ramirez poczuła bolesne ukłucie w plecy.
-          Aua! – zawyła z bólu.
Falafel instynktownie wyjął szpilkę, która przed momentem znajdowała się w ciele szatynki.
-          Co to w ogóle było?! Oszaleliście?! – mówiła, wciąż będąc przerażona.
-          To była tak zwana akupunktura – spokojnie wytłumaczył znajomej brunet.
-          Nie, Phil. To nie była akupunktura! Szczerze mówiąc, mam już serdecznie dość waszej opieki! Od rana mi w ogóle nie pomagacie, a wręcz odwrotnie! Może lepiej będzie, jeśli już pójdziecie do domu! Może wtedy wyzdrowieję! Przy was raczej nie jest to możliwe!
Dziewczyna po zakończeniu swojej przemowy zaczęła głośno i nierówno oddychać. To wszystko wbrew pozorom kosztowało ją wiele nerwów.
Phil był wstrząśnięty. Chyba jeszcze nigdy nie widział Ramirez w takim stanie. Zastanawiał się, dlaczego Lorie krzyknęła na niego. Przecież od samego początku chciał dobrze. Ostatecznie smutny Phil wyszedł z domu dziewczyny ze spuszczoną głową, na pożegnanie mrucząc pod nosem „przepraszam” .
-          Naprawdę myślisz, że nie chcieliśmy ci pomóc? – spytał ochryple Jerry, gdy w pokoju został już tylko on i szatynka.
-          Tego nie powiedziałam – odparła cicho Ramirez.
-          Z twojej wypowiedzi można wywnioskować, że tak właśnie myślisz.
-          To nie jest prawda.
-          Przepraszam. Nie będę ci już przeszkadzał – powiedział wreszcie Martinez i wyszedł z pomieszczenia.
Brązowowłosa nieskutecznie próbowała go zatrzymać. Chciała mu wszystko wytłumaczyć, jednak Jerry nie miał ochoty jej słuchać.

 
*

 
Chris, Will oraz Andy szli w ciszy w stronę samochodu. Na dworze zdążyło zrobić się już ciemno, jednak pędzące auta rozświetlały ulice miasta.
Miller cały czas miał lekko spuszczoną głowę i wyglądał na przygnębionego. Pomimo że jego ząb został już wyleczony, to chłopak nadal odczuwał ból. Tym razem był to ból psychiczny.
Andrew nieustannie rozmyślał o sympatycznej dentystce. Z całych sił próbował się z nią umówić, jednak jego starania niestety poszły na marne.
Chłopak nie wiedział, czy był smutny przez to, że nie dopiął swego i nie udało mu się nigdzie zaprosić uroczej blondynki, czy może dlatego, że ta dziewczyna naprawdę zawróciła mu w głowie i został przez nią odrzucony.
Z głębokiej zadumy Andy’ego wyrwał głos Willa.
-          Rany! Ale mamy szczęście! Zostawiliśmy samochód na środku ulicy, a i tak go nie odholowali! Nawet nie dostaliśmy mandatu! – zaśmiał się zdecydowanie zadowolony brunet.
-          To nic, że auto utrudnia ruch – burknął Andy.
Troje przyjaciół podeszło do pojazdu. Chris już miał otwierać drzwiczki samochodu, gdy nagle podbiegła do niego dobrze wszystkim znana policjantka, Joan. Crawford wiedział, co to oznacza.
-          Dobry wieczór, Joan – blondyn wyszczerzył swoje zęby. – Nie da się tego jakoś załatwić? – zapytał mniej radośnie.
-          Czy ty mi proponujesz łapówkę?! – wykrzyknęła oburzona kobieta, szeroko otwierając oczy ze zdziwienia.
-          Nie! Absolutnie! – bronił się Chris.
Malone westchnęła ciężko i położyła dłonie na biodrach, po czym uważnie spojrzała na Crawforda.
-          Chłopcze – zaczęła groźnie. – Nie denerwuj mnie, bo późna godzina, a ja mam przy sobie broń.
Blondyn jedynie przełknął głośno ślinę.
-          Dokumenciki, proszę.
Christopher posłusznie sięgnął dłonią do kieszeni swoich spodni. Nic nie znalazł. Zaczął więc przeszukiwać drugą kieszeń. Po wykonaniu tej czynności również nie wyjął żadnej karty. Blondyn nerwowo uderzał o materiał jeansów, szukając jakiegokolwiek dokumentu.
-          Nie masz dokumencików? – złośliwie uśmiechnęła się kobieta.
-          Przykro mi.
-          Przykro to ci dopiero będzie!
Rozwścieczona policjantka wyjęła jakąś kartkę i zaczęła coś na niej pisać. Po chwili papierek znalazł się w dłoniach blondyna.
-          Co?! Aż tyle?! – oburzył się Crawford spoglądając na mandat.
-          Plus minut sto dolców za stosunek do władzy – oznajmiła Malone.
-          To w końcu plus czy minus? – zastanawiał się na głos Ramirez, jednak już po chwili został obdarzony karcącym spojrzeniem przez przyjaciół.
Joan odeszła, pozostawiając chłopców w osłupieniu.

 
*

 
Po skończonym treningu w dojo został Andy wraz z Rudy’m. Jedynie Miller zauważył jakąś zmianę w zachowaniu senseia.
Chłopak cicho wszedł do gabinetu Gillespie’ego. Mężczyzna właśnie przeglądał jakąś gazetę.
-          Co jest? – rzucił na pozór niedbale szatyn, jednak w duchu naprawdę martwił się o nauczyciela.
Rudy momentalnie podniósł swój wzrok znad czasopisma i przeniósł go na ucznia, który zajmował właśnie miejsce na kanapie stojącej naprzeciw biurka.
-          A co ma być? – mężczyzna udawał zdziwienie.
Tak naprawdę wiedział, co jego uczeń miał na myśli.
-          Och, nic – rzucił sarkastycznie Andy.
Gillespie ciężko westchnął. Początkowo nie miał zamiaru żalić się uczniowi, lecz po paru sekundach zmienił zdanie i postanowił opowiedzieć dokładnie Millerowi, co go trapi.
-          Nie spałem przez większość nocy. Emily źle się czuła.
-          Co jej było? – zapytał szatyn, uważnie słuchając senseia.
-          Właściwie wszystko. Szkoda gadać. Wymiotuje, boli ją kręgosłup, zęby.
Andy otworzył szeroko oczy i z wrażenia aż wstał z całkiem wygodnej kanapy. Podszedł do biurka mężczyzny i oparł dłonie na blacie.
-          Rudy? Wiesz, co to może oznaczać, prawda? – zapytał niepewnie chłopak.
Sensei spojrzał lekko spod byka na szatyna.
-          Myślę, że powinniście jak najszybciej pojechać do szpitala czy coś w tym rodzaju...
Nauczyciel westchnął.

 
*

 
Jack stale nie mógł się pogodzić z diagnozą „doktora” Krupnicka. Przecież niewykonalne było to, aby Brewer przestał nagle trenować swoje ukochane karate. Poza tym Milton rozkazał usztywnić nogę szatyna, co jeszcze bardziej nie było na rękę Jackowi.
Kim oczywiście cały czas trwała przy chłopaku. Nie wyobrażała sobie zostawić go w takim stanie samego. Ale blondynka nawet nie próbowała pocieszać szatyna. Wiedziała, że mówienie mu, że będzie lepiej i wszystko się ułoży, rozzłościłoby go jeszcze bardziej. Brewer nie cierpiał takich gadek.
Nagle drzwi od sali, w której leżał przygnębiony Jack znacznie się uchyliły, a w nich stanął zaskoczony Andy. Chłopak kątem oka dostrzegł dłoń szatyna trzymaną przez Kimberly, jednak blondynka od razu ją puściła, kiedy zauważyła Millera.
-          Hej – przywitał się nieśmiało najstarszy uczeń dojo.
Jego głos drżał. Andy zachowywał się jak nie on.
-          Cześć – rzucił oschle Brewer.
Andy wziął jakieś krzesło z kąta sali i przysiadł się tuż obok Crawford.
-          Jak się czujesz? – spytał.
-          Wyśmienicie – syknął chłopak. – Co za głupie pytanie! Niedawno dowiedziałem się, że nie będę mógł trenować do końca życia, ale czuję się znakomicie! – wybuchnął brązowowłosy.
-          Jack – uspakajała chłopak Kim, patrząc na niego z niedowierzaniem.
-          Nie, Kim – warknął do dziewczyny. – Przez ostatni miesiąc on zatruwa mi życie, upokarza mnie, a teraz tu przychodzi jak gdyby nigdy nic!
-          W porządku – brat Julie gwałtownie wstał z krzesła. – Mogę wyjść, jeśli tak bardzo przeszkadza ci moja troska!
-          Jaka troska? – prychnął brązowowłosy.
-          Wiesz co, Jack? Jesteś niepoważny. Podczas sparringu sam się na mnie rzuciłeś. Uważam, że masz to, na co sobie zasłużyłeś. Zawsze szukasz winnych, ale nigdy nie widzisz, że w dziewięćdziesięciu dziewięciu procent przypadków to ty jesteś winien. Nikt inny.
Jak szybko Andy się pojawił, tak szybko zniknął. Poczuł niesamowitą ulgę, gdy powiedział Brewerowi prosto w twarz to, co o nim sądził.

 
*
 
Jerry pewnym krokiem wszedł do pokoju Lorie, gdzie zastał szatynkę leżącą na łóżku i zawzięcie czytającą jakieś czasopismo. Dziewczyna machinalnie przeniosła swój wzrok na chłopaka, który kładł jakieś pudełeczko i szklankę wody na stoliku.
-          Przyniosłem ci leki. Ale nie martw się. Zaraz wychodzę – warknął Martinez.
-          Jerry! – krzyknęła na niego Ramirez. – Po raz setny mówię ci, że wiem, że chcieliście dla mnie jak najlepiej! Przestań zachowywać się jak dziecko i chodź tu!
Brunet spojrzał złowrogo na Lorie, jednak już za moment siedział na łóżku obok chorej.
-          Przepraszam, jeśli cię uraziłam. Ale źle się czułam, a metody Phila zaczęły mnie już denerwować.
-          Ja też cię przepraszam. Po prostu starałem się z całych sił, a ty wyskoczyłaś mi z jakimiś pretensjami – westchnął Martinez.
-          To jak? Zgoda? – zaśmiała się uroczo dziewczyna.
-          Zgoda – odparł chłopak i ostrożnie przytulił do siebie obolałą Lorie, czując wielką ulgę.

 
*

 
Pomimo, że Andy był umówiony na kontrolę do stomatologa dopiero za dwa tygodnie, chłopak już następnego dnia wizycie u dentysty zjawił się w gabinecie. Czyżby tak bardzo martwił się o swoje uzębienie? Nic bardziej mylnego! To nie troska o zdrowie sprowadziła go do tego miejsca, a urocza blondynka o imieniu Olivia.
Szatyn niecierpliwie chodził w tę i z powrotem. Nie mógł się doczekać, aż wreszcie zobaczy swoją ukochaną. Jednak bał się reakcji kobiety. Przecież Bennett wyraziła już swoje zdanie na temat zalotów Millera.
-          O nie. Znowu ty? – głos Olivii wyrwał Andy’ego z zadumy.
Szatyn błyskawicznie odwrócił się do tyłu i ujrzał dziewczynę.
-          Olivia, proszę cię. Daj mi...
-          Nie, Andy – przerwała szybko chłopakowi.
-          Dlaczego nie?! – wykrzyknął, zwracając na siebie uwagę pacjentów znajdujących się w gabinecie.
Bennett zamurowało. Tak właściwie to nawet ona nie miała bladego pojęcia, dlaczego po prostu nie da szansy Millerowi.
-          Olivia – brązowowłosy podbiegł do kobiety, która miała zamiar opuścić budynek.
-          Andy, nie – powiedziała twardo i wyszła.
Jednak niedługo potem wróciła, co nie było zbyt wielkim zaskoczeniem dla szatyna.
Chłopak uniósł zwycięsko prawą brew i oczekująco wpatrywał się w rozzłoszczoną twarz blondynki.
-          To była aluzja, żebym umyła auto? – zapytała, mając na myśli to, co przed chwilą ujrzała na swoim samochodzie.
Andy, który był dość spostrzegawczy, poprzedniego dnia zapamiętał pojazd, którym odjeżdżała Liv. Więc dziś, zanim wszedł do gabinetu, postanowił napisać na zakurzonych drzwiczkach auta kobiety „Kocham cię” .
-          Andy – Olivia niemalże błagała chłopaka.
-          Olivia – chłopak odpowiedział jej  tym samym tonem.
Bennett popatrzyła z lekkim uśmiechem w oczy Andy’ego i cicho westchnęła.
-          Zgoda – oznajmiła w końcu. – Umówię się z tobą.
Miller początkowo myślał, że się przesłyszał, jednak po paru sekundach zaczął skakać ze szczęścia, a następnie podbiegł do Livie i uniósł ją do góry.
-          W porządku! W porządku! Zrozumiałam! Cieszysz się! – zaśmiała się wesoło blondynka.
-          Ej, ty! Miller! – jakiś szatyn, którego Andy widział poprzedniego dnia wołał go.
To pewnie Rohan, pomyślał chłopak.
-          Jeśli Olivia się z tobą umówiła, to naprawdę musiałeś się jej spodobać – Rohan przyjacielsko uśmiechnął się do brązowowłosego i na koniec puścił oczko Bennett.

 
*
 
Kim od kilku godzin próbowała uspokoić Jacka po tym jak wybuchnął, gdy odwiedził go Miller. Niestety wszelkie działania Crawford nie przynosiły żadnych efektów. Kimberly zrozumiała, że Brewerowi tak naprawdę nie był już zły na Andy’ego, tylko nadal był zdenerwowany przez los, jaki go spotkał.
Stale nie potrafił przyjąć tego wszystkiego do wiadomości.
-          Milton, chyba cię zabiję! – do sali chorego wpadli jak burza Milton oraz Julie.
Kim wraz z Jackiem patrzyli na parę z wyraźnym zdezorientowaniem. A na dodatek czuli się dosyć niezręcznie, kiedy ludzie tworzący zwykle zgodny związek kłócili się na ich oczach.
Szatyn znacząco odchrząknął.
-          Co się dzieje? – zapytał nieśmiało.
-          No właśnie, Milton. Powiedz im – poganiała rudowłosego dziewczyna.
Krupnick podszedł bliżej Brewera i zaczął dziwnie wymachiwać rękoma.
-          A więc, Jack... Podczas badań zaszła mała pomyłka – mówił spokojnie Milton.
-          Och, Milton! Przestań już! Powiedz to! – Miller cały czas krzyczała. – Powiedz, że Jackowi nic nie jest! Powiedz, że się pomyliłeś! Powiedz, że już nigdy w życiu nie powinieneś odbywać praktyk w szpitalu!
Kim oraz Jack uważnie popatrzyli na Krupnicka.
-          Czy to znaczy...? – zaczęła blondynka.
-          Że nic mi nie jest? – dokończył za dziewczynę.
-          Tak, Jack. Dokładnie. Jesteś całkowicie zdrowy. No może z wyjątkiem tego, że twoja noga jest troszeczkę stłuczona.
Para, która jeszcze kilka minut temu zmagała się z niemałym problemem, ponownie spojrzała na rudowłosego. Później popatrzyli na siebie, a następnie znów przenieśli wzrok na „nieomylnego doktora” Krupnicka i zgodnie wysyczeli:
-          Milton.
Rudowłosy chłopak jedynie przełknął głośno ślinę i pobiegł w stronę wyjścia. Podenerwowany Jack pomimo usztywnionej nogi zaczął gonić przyjaciela po szpitalu, lecz cały czas się śmiał, ciesząc się, że na szczęście z jego nogą nie jest tak źle, jak miało być.

 
*

 
Ten trening karate nie był zwykłym treningiem.
Jack wszystkie wykonywane przez uczniów ćwiczenia obserwował z ławki, gdyż jego noga jeszcze nie była w najlepszym stanie i musiała odpoczywać.
Na zajęciach gościła nowa partnerka Andy’ego, Olivia, której sztuka walki uprawiana przez Millera wyjątkowo się spodobała i nie mogła się nadziwić, kiedy oglądała skomplikowane ciosy i kopy wykonywane przez uczniów dojo.
Nieobecni byli Jerry wraz z Lorie. Teraz to Martinez się rozchorował, a Ramirez chciała się nim zająć co najmniej tak dobrze, jak brunet opikował się nią.
Ale najlepsza część treningu to była jego końcówka, kiedy Rudy poprosił swoich podopiecznych o uwagę.
-          Może część was słyszała o złym samopoczuciu Emily w ostatnim czasie – sensei uśmiechnął się ukradkiem do Andy’ego. – Na szczęście nic poważnego się z nią nie dzieje. Chociaż... Nie wiem jak to nazwać – mężczyzna uśmiechnął się do uczniów. – Emily jest w ciąży! – ogłosił wreszcie.
Na początku na sali zapanowała cisza, lecz już za moment wszyscy zaczęli piszczeć  i krzyczeć z radości, a następnie gratulowali Rudy’emu.
To naprawdę nie był zwykły trening.
__________________________________________________
Przepraszam, że rozdział po tak długiej nieobecności jest taki krótki, ale jest to kontynuacja poprzedniego odcinka i nie widziałam sensu, żeby to wszystko na siłę przedłużać i wprowadzać jakieś nowe wątki. :)
Chciałabym bardzo, ale to bardzo podziękować moim wiernym, wytrwałym czytelnikom, którzy na nowy rozdział czekali ponad dwa miesiące. ;) Mam nadzieję, że taka sytuacja już się nie zdarzy. :)
Z tego wszystkiego aż zapomniałam, ile radości daje mi pisanie...
Zapraszam do zakładki "Zapowiedź" :)
A na koniec chciałabym jeszcze bardzo, bardzo, ale to BARDZO podziękować Cleo z blogów Rozważna i Romantyczna oraz Księżniczka Ciemności, która przez moją długą nieobecność prawie że zorganizowała akcję ratunkową ;) No i na dodatek tak mnie zmotywowała, że rozdział pojawił się dziś,a nie jak to miałam w planach jutro :*
Więc Cleo, bardzo Ci dziękuję, kochana :* Nie wiem, czy już kiedykolwiek dam radę bez Twojej motywacji. ;)

23 komentarze:

  1. Wspaniały <333
    Oooo...Rudy będzie miał dziecko z Emily ;)
    Kocham :**
    Rozdział genialny, niesamowity, świetny, cudowny i wszystkie inne synonimy :D
    Czekam na nn ;>
    Kocham <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny odcinek!
    Ale Milton namieszał xD Ale wszystkie te choroby na szczęście się skończyły :D Teraz tylko Jack musi wyjaśnić sobie parę spraw z bratem Julie :)
    Czekam na nn^^
    Kocham, pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział Boski!
    Hah biedny Miltob <3
    Ja nigdy o Tobie nie zapomniałam !
    Masz ogromny talent, pożycz troszkę <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ale chyba aż tak wielki nie jest ;D

      Usuń
  4. Super
    Oj Milton nie jest nie jest nieomylny jak widać ;)
    Zapraszam cię do siebie.I czekam na next
    Adres http://z-kopyta-inny-niz-wszystkie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale ja przecież nic nie zrobiłam :D
    Cieszę się, że rozdział o dzień szybciej :)
    Hahaha, a mnie nie jest szkoda Miltona, pana "wszechwiedzącego". Na miejscu Julie strzeliłabym focha.
    Cieszę się, że Emily i Rudy zostaną rodzicami :)
    Niech Jack się jakoś spróbuje dogadać z Andy'm.
    Olivia się zgodziła? Wow :D
    Rozdział nie jest krótki, jest wystarczający jako część 2, wszystko wyjaśnia :)

    Czekam na nn ^^
    TYlko nie próbuj znowu znikać na nie wiadomo jak długo :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam Twoje rozdziały od początku, ale dopiero teraz komentuję i uważam że masz wielgachny talent.
    Rozdział jest BOSKI♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  7. ogromnie się cieszę, że do nas wróciłaś <3
    rozdział jest wspaniały :**
    hahaha xdd Milton chyba nie nadaje się na lekarza ;d
    Rudy bd tatusieem ! <33
    czekam na nn ;** ♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nadaje się, ale co zrobić, jeśli czuje do tego powołanie? ;))

      Usuń
  8. Świetny *-*
    Cieszę się, że wróciłaś. ;d
    Powiem Ci jedno.. jak sobie coś zrobie to na pewno nie pójdę do pana Krupnicka.XD
    Czekam na next. ;3

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział jest genialny <33
    Milton już chyba nigdy nie będzie odbywał praktyk w szpitalu...
    Pożycz mi trochę talentu..
    Czekam na nn ;**
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Zostałaś nominowana <3
    Więcej tu : http://kick-really-another-story.blogspot.com/2014/01/liebsten-award.html

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest! Jest! Głupi Milton! Ehhh...Już się bałam, ze naprawdę nie będzie mógł ćwiczyć... :(
    Kocham <3
    Nominacja do LA : http://kim-jack-new-story.blogspot.com/2014/01/liebsten-award.html
    Kocham i czekam na nn ;>

    OdpowiedzUsuń
  12. Zostałaś nominowana :) :3
    http://kickinit-mystory.blogspot.com/2014/01/liebsten-award.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Zostałaś nominowana u mnie do Libster Award :
    http://damn-near.blogspot.com/2014/01/liebsten-award.html

    OdpowiedzUsuń
  14. Zostałaś nominowana przeze mnie do Liebsten Award :*
    Więcej informacji tutaj: http://bones-castle-holmes-i-inne-op.blogspot.com/2014/01/liebsten-award.html

    OdpowiedzUsuń
  15. Zostałaś nominowana do Liebsten Award! Więcej informacji tutaj :
    http://i-will-wait-no-matter-how-long.blogspot.com/2014/01/liebsten-award-x3.html

    OdpowiedzUsuń