Lorie szła do pracy. Tradycyjnie przed szóstą spotykała
Jerry’ego i razem dotrzymywali sobie nawzajem towarzystwa. Byli już
przyzwyczajeni do swoich wspólnych wędrówek. Z biegiem czasu zaczęło im się to
podobać. Mogli wtedy spokojnie porozmawiać. Nikt nie był w stanie przeszkodzić.
Takie pogawędki służyły im. Ramirez z nieśmiałej osoby zmieniała się w
odważniejszą dziewczynę, która była niezwykle dowcipna. Martinez przestawał być
wyluzowanym podrywaczem i stawał się czułym oraz wrażliwym człowiekiem chętnie
zwierzającym się ze swoich problemów. Czasami Lorie miała wrażenie, że jako
jedyna poznała łagodniejszą stronę Jerry’ego.
Przyjaciele nawet się nie zorientowali, a stali już przy
budynku, w którym pracowała dziewczyna. Martinez pożegnał się z nią i odszedł,
a ta przekroczyła próg wieżowca. Skierowała swe kroki w stronę windy. Jechała
na ostatnie piętro do studia „ Good Morning Seaford” . Gdy weszła do
pomieszczenia, od razu przywitała się z Emily Turner, najsympatyczniejszą-
według Lorie- osobą we wszechświecie. Ramirez zajęła swoje stanowisko w małym
barze i zaczęła robić napoje dla całej ekipy.
*
-
Dziś jest wyjątkowy dzień, drodzy państwo – mówił
Armstrong, pokazując rządek białych zębów społeczeństwu siedzącemu przed
telewizorami.
-
Otóż obchodzimy narodowy dzień kawy – dodała Turner. –
Przedstawiamy państwu uroczą dziewczynę, która w każdy poniedziałek, czwartek
oraz piątek rozbudza nas swoją wyśmienitą kawą.
Prezenterka uśmiechnęła się do Ramirez i podeszła do niej
z kamerzystą, który zwrócił kamerę w kierunku jej twarzy. Dziewczyna
momentalnie zrobiła się cała czerwona.
-
Lorie, parę słów dla naszych widzów? – spytała miło Emily.
Szatynce było niezwykle duszno. Powoli traciła oddech,
który i tak był już wystarczająco płytki.
-
Lubię kawę – wydukała tylko i upadła.
*
-
Lorie! Lorie! Słyszysz mnie?!
Ramirez leniwie otwarła oczy. Znajdowała się na zimnej
podłodze. Nad nią stali lekarze, Turner oraz Armstrong.
-
Oh, Lorie! Całe szczęście, że się obudziłaś! Tak się
baliśmy! – wykrzyczała uradowane Emily.
-
Mów za siebie – powiedział złośliwie Rob, zakładając ręce
na pierś.
Szatynka powoli wstała z twardego podłoża. Ku zdziwieniu w
ogóle nie bolała jej głowa. Wręcz przeciwnie. Czuła się dziwnie wypoczęta. Po
chwili poczuła lekki ból w ręce. Spojrzała na nią i okazało się, że w miejscu
ucisku znajdował się aparat służący do pomiaru ciśnienia. Dziewczyna zdjęła go
powoli i spojrzała zdezorientowana na lekarzy, jakby oczekując od nich jakichś
wyjaśnień.
-
Zemdlałaś – zaczął jeden z nich. – Wszystkie choroby
zostały wykluczone, więc najprawdopodobniej twój stan wywołał silny stres.
Przepisaliśmy ci lek na uspokojenie. Powinnaś go czasami zażywać.
Lorie nieśmiało przytaknęła. Jeszcze nie do końca
wiedziała, co się wokół niej dzieje. Było to widać po jej nieobecnym
spojrzeniu.
Ramirez wstała powoli i lekko się zachwiała. Na szczęście
Emily zaraz do niej podbiegła i złapała ją w czas.
-
Powinnaś odpocząć – powiedziała kobieta. – Dzwoniliśmy do
twojej mamy. Zaraz tu będzie i zawiezie cię do domu.
-
Jak długo byłam nieprzytomna? – wypaliła niespodziewanie
dziewczyna.
-
Wystarczająco długo, żeby nas nastraszyć – uśmiechnęła się
przyjaźnie Turner, jednak brązowowłosa była zbyt słaba, aby odwzajemnić ten
gest.
*
Pani Ramirez i Lorie jechały przez całą drogę w ciszy.
Matka wiedziała, że córka potrzebuje spokoju. Zawsze była nerwowym i szybko
stresującym się dzieciakiem, jednak nie aż do takiego stopnia.
Zaparkowały na podjeździe i ogromne było ich zdziwienie,
gdy dostrzegły pewnego chłopaka czekającego pod domem. Ramirez wyszła z auta
jak najszybciej się dało i podeszła do niego.
-
Jerry? Co ty tu robisz?– spytała przyjaciela.
-
Oglądałem dzisiaj „ Good Morning Seaford” . I zobaczyłem
cię w telewizji. Najpierw zrobiłaś się czerwona, a później zbladłaś – opowiadał
jakby z fascynacją. – Byłaś biała jak ściana. No, a potem…
-
Okej. Wystarczy! – zaśmiała się Lorie. – Załapałam już.
Załapałam. Ale nie powinieneś być w szkole?
-
I tak mamy dzisiaj nudne lekcje – uśmiechnął się Martinez.
-
Prawdziwa przyjacielska troska. Dzięki – prychnęła.
-
Przecież żartuję – powiedział przyjaźnie.
-
Wiem – odparła takim samym tonem.
Przyjaciele w tym samym momencie spojrzeli na siebie i
posłali sobie nawzajem nieśmiałe uśmiechy. Naomi Ramirez, mama Lorie, zaraz
zaprosiła Jerry’ego do środka. Kiedy weszli do domu, bez zastanowienia kazała
się Martinezowi rozgościć i czuć się jak u siebie. Lorie pokierowała
przyjaciela do swojego pokoju. Nie był on duży, jednak bardzo przytulny. Na
niektórych półkach stały jeszcze dziecinne maskotki. Chłopak zaśmiał się,
widząc to.
-
Coś ci nie pasuje, Jerry? – spytała dziewczyna słodkim i
cieniutkim głosikiem.
W odpowiedzi chłopak znów się uśmiechnął.
Lada chwila do pokoju dziewczyny weszła Naomi, zostawiając
jakieś napoje i trochę kanapek, a zaraz potem szybciutko opuściła
pomieszczenie.
Lorie i Jerry czuli się nieco niezręcznie. Nigdy jeszcze
nie znaleźli w takiej sytuacji, gdy byli sam na sam. Nie wiedzieli jak się
zachowywać, o czym rozmawiać, więc Ramirez postanowiła „oprowadzić” Martineza
po pokoju.
Reszta czasu upłynęła całkiem przyjemnie. Przyjaciele cały
czas się z czegoś śmiali. Niestety, za niedługo skończyły im się tematy, ale
Jerry’emu przypomniało się coś.
-
Muszę ci coś powiedzieć! – wykrzyknął radośnie.
-
No to mów – zachęcała miło bruneta.
-
Za tydzień występuję z innymi tancerzami w „ Good Morning
Seaford” , więc się spotkamy. Będziemy tańczyć na żywo, rozumiesz? – uśmiechnął
się, jednak za parę sekund gwałtownie pobladł.
-
Coś się stało? – spytała momentalnie Lorie.
-
Nie, nic – odparł. – Wszystko w porządku.
-
Jerry, takie teksty są dobre telenowelach. Gadaj, o co
chodzi.
Chłopak głośno przełknął ślinę.
-
Bardzo dawno temu ostatni raz tańczyłem dla szerszej
publiki. Może to głupie, ale się boję.
Lorie zaśmiała się cicho.
-
Więc z przyjemnością dam ci mój lek na uspokojenie. Może
się przydać.
-
Mówię całkiem poważnie! A co jak zapomnę układu?
-
Jeśli będziesz takim pesymistą, to na pewno zapomnisz.
-
Świetnie – prychnął.
-
Nie myśl o tym w ten sposób. Jestem przekonana, że wypadniesz świetnie –
uśmiechnęła się ciepło i położyła rękę na ramieniu Martineza. – Nie bój się.
*
Godzina czwarta rano. Budzik. Praca. Przekleństwo.
Lorie już po części była przyzwyczajona do tak wczesnych
pobudek i wszystkie czynności wykonywała machinalnie. Poranna toaleta,
ścielenie łóżka, ubieranie się, w końcu
śniadanie. I nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Kto o tak nieludzkiej porze chce
się widzieć z Ramirezami? Dziewczyna niepewnie przekręciła klucz i otworzyła
nieznajomemu.
-
Co się tak boisz? – zaśmiał się Martinez, wchodząc do
mieszkania, jakby był u siebie.
Ramirez zatrzasnęła drzwi i oparła się o nie, ciężko
oddychając.
-
Mów ciszej. Rodzice jeszcze śpią – skarciła chłopaka.
-
Sorry – powiedział szeptem.
-
Po co tu przyszedłeś?
-
Miłe przywitanie. Mogę wyjść, jeśli chcesz – oznajmił z
uniesioną brwią.
Lorie uderzyła się lekko w czoło otwartą ręką, a następnie
przejechała nią po swej całej twarzy.
-
Przepraszam. Nie to miałam na myśli.
-
Tylko żartowałem – zaśmiał się Martinez.
-
No, ale jaki jest cel twojej niezapowiedzianej wizyty? –
uśmiechnęła się szatynka.
-
Muszę mieć pewność, że mi po drodze do pracy nie
zasłabniesz i cię odprowadzę.
Znów ten śmiech. Lorie powoli stawała się od niego
uzależniona. Nie wiedziała tylko czy od śmiechu, czy nie przypadkiem od jego
właściciela…
-
Zaraz będę gotowa – odparła i pobiegła do pokoju po torbę.
*
Jerry tak jak obiecał, podprowadził Ramirez pod same drzwi
wieżowca. Ta podziękowała mu za to lekkim przytuleniem. Pożegnali się ze sobą,
choć wiedzieli, że za kilka godzin będą się widzieć w szkole. Życzyli sobie
powodzenia w pracy i rozstali się.
Kiedy tylko Lorie przekroczyła próg studia, wiedziała, że
to będzie ciężki i męczący poranek. Przed rozpoczęciem programu Robert i Emily
biegali po pomieszczeniu z telefonami, jakby postradali wszystkie zmysły. A
Lorie… Coż, Lorie robiła co chwilę nową kawę, która za każdym razem nie
pasowała Armstrongowi. Ale dziewczyna była już do tego przyzwyczajona.
Gdy Turner w końcu usiadła zmęczona przy barze, Ramirez
zaraz zagadnęła.
-
Co się dzieje? Za kilka minut program, a wy nadal nie
jesteście przygotowani.
Emily westchnęła głośno.
-
Za tydzień miał się pojawić wykwalifikowany karateka,
który zaprezentowałby swoje umiejętności w studiu. Jednak w ostatniej chwili
zrezygnował i obdzwaniamy wszystkie dojo, żeby kogoś znaleźć, bo kochany szef
troszeczkę się zdenerwował.
-
Chyba nie zadzwoniliście do każdego – zaśmiał się Ramirez.
-
Co masz na myśli? – Turner uniosła jedną brew.
-
Znam takiego jednego senseia.
-
Ma odpowiednie kwalifikacje? – spytała z nadzieją
blondynka.
-
Czarny pas wystarczy?
*
Po pracy jak zwykle trzeba było iść do szkoły. Pomijając
fakt, że Lorie i Jerry byli wykończeni, wszystko było tak jak dawniej. Ramirez
oraz Martinez, widząc Miltona, Kim i Jacka, od razu do nich podeszli. Zaczęli
miłą pogawędkę, która zjechała na niezbyt komfortowy temat.
-
Nie chcę nic insynuować – zaczął Brewer. – ale to trochę
podejrzane, że wczoraj akurat obydwoje nie przyszliście do szkoły – zwrócił się
do bruneta i szatynki.
-
Tak bardzo podejrzane jak to, że szlajacie się gdzieś z
Kim, kiedy powinniście być na wychowaniu rodzinnym? O! A może wspólnie
zdobywacie doświadczenie? – spytał, za co mocno dostał pięścią w brzuch od
Crawford. – Żartowałem – wysapał.
Nagle w całej szkole rozbrzmiał dzwonek. Nagle Milton
zaczął panikować. Wykonywał różne dziwne ruchy i wydawał odrzucające odgłosy.
-
Milton, przestań. Ludzie się patrzą – wycedził przez
zaciśnięte zęby Jack.
-
Jack, jak możesz tak mówić?! – krzyknęła Kimberly. –
Milton, co ci jest?! – zawołała przejęta.
-
Nic – odparł spokojnie chłopak i przestał cokolwiek robić.
– To jest mój sposób na stres.
-
Jemu też się przyda mój lek – powiedziała pod nosem Lorie
i się zaśmiała.
-
Plus coś na głupotę – dodał Jerry i zawtórował
przyjaciółce.
-
A czym ty się tak stresujesz? – zapytała Crawford.
-
Mamy test! Czy ty to rozumiesz?! Od tego zależy nasza cała
przyszłość! Jedna mała ocena znaczy aż tak wiele! A jak nie zdam?!
Przyjaciele musieli uspakajać Krupnicka jeszcze przez
kilkanaście minut. Chłopak ochłonął całkowicie, dopiero kiedy w sali
matematycznej wziął długopis w rękę i oddał się rozwiązywaniu skomplikowanych
zadań.
*
Od razu po szkole Lorie skierowała swe kroki ku dojo.
Radosna niemal wbiegła do pomieszczenia i już od progu wołała senseia.
-
Hej, Rudy! – krzyknęła, nie widząc Gillespie’ego.
-
Jestem w biurze! – odkrzyknął jej znajomy głos.
Ramirez jak błyskawica wleciała do gabinetu. Usiadła na
kanapie, która znajdowała się naprzeciw biurka Rudy’ego. Sensei spojrzał
wyczekująco na szatynkę, a ta się, jakby ocknęła i rozpoczęła swoją przemowę.
-
Nigdy nie zgadniesz co się stało! – mówiła
entuzjastycznie. – Zgadnij, kto za sześć dni występuje w „ Good Morning
Seaford” ?!
-
Jerry? – spytał retorycznie Gillespie, popijając kawę,
-
On też – powiedziała dziewczyna. – Ale ten ktoś, o kim
mówię siedzi naprzeciwko mnie!
Rudy odwrócił głowę i spojrzał na ścianę, na której wisiał
pokaźnych rozmiarów plakat Wasabi’ego.
-
Bobby?
-
Nie! To ty, Rudy! – dziewczyna wesoło się zaśmiała.
Widać było, że sensei nie podziela jej zachwytu. Siedział
ze zdenerwowaną miną, która radziła Lorie uciekać.
-
Coś nie tak? – spytała.
-
Tak, Lorie! – wybuchł Gillespie. – Coś jest nie tak!
Dlaczego nie spytałaś się mnie o zdanie?! Nie powinnaś tak robić! To bardzo
niegrzeczne.
Ramirez patrzyła z niedowierzaniem na mężczyznę.
-
Przepraszam. Zaraz to wszystko odwołam – oznajmiła
zakłopotana.
-
Czekaj. To ja przepraszam. Nie powinienem się tak
zachować, ale panicznie boję się występów publicznych. Stresuję się nimi odkąd
Ty mnie upokorzył przed całą szkołą i na konkursie talentów usiadłem na
pierdzącej poduszce – dokończył z grymasem na twarzy.
-
Rudy, ale przecież Ty’a tam nie będzie. Nie denerwuj się –
uśmiechnęła się Ramirez.
-
I chyba tak zrobię. Muszę zacząć pokonywać swoje lęki.
Lorie z powrotem usiadła na kanapie i zaczęła rozmawiać z
senseiem. Czas płynął w miłej atmosferze.
-
Naprawdę nie wiem, czemu tak wszyscy ostatnio się
stresujecie – zastanawiała się szatynka. – Ty się boisz występów publicznych,
Jerry też. A Milton wariuje przed testem z matmy.
Gillespie spojrzał na dziewczynę z wyraźnym politowaniem.
-
Przepraszam bardzo, ale to nie do mnie przyjechało
pogotowie, kiedy wszystkie kamery skierowały się w moją stronę.
-
Nieważne – mruknęła z nutką złości Lorie.
*
Tak rozmawiając, Ramirez z senseiem doszli do wniosku, że
stres jest strasznie szkodliwy dla organizmu, a prawie wszystkie sposoby
radzenia sobie z nim nie są w stu procentach skuteczne. Leki też nie były
dobrym wyjściem, ponieważ uszkadzały w jakimś stopniu wątrobę.
-
To może jakieś herbatki oczyszczające? – zaśmiała się
Lorie.
Rudy nagle się wyprostował i zrobił minę, jakby nad czymś
intensywnie myślał.
-
Phil mi kiedyś właśnie o czymś takim wspominał.
Twarz szatynki przyjęła niepewny wyraz.
-
Z całym szacunkiem dla Phila, Rudy. Przecież wiesz jakimi
on produktami handluje. Przeterminowane i niedobre.
-
Zawsze można spróbować. Co nas nie zabije, to nas wzmocni
– powiedział.
-
Obawiam się, że to nas może akurat zabić.
*
Rudy i Lorie weszli do restauracji Falafela. Nawet jak na
lokal Phila w pomieszczeniu było dość pusto. Właściciel jak zwykle czyścił
ladę. Zaczynało to powoli każdego zastanawiać, dlaczego Falafel cały czas
sprząta, jednak Phil miał nadzieję, że klienci nie dowiedzieli się o kozie
przebywającej na zapleczu.
-
Hej, Phil – przywitała się Lorie. – Kim nie w pracy?
-
Nie, przed chwilą skończyła zmianę i wyszła.
Po krótkiej rozmowie Gillespie zaczął wypytywać przyjaciela
o cudowne herbatki, które wprost magicznie obniżają poziom stresu. Falafel z
wielkim zapałem podarował Rudy’emu torebeczki do zaparzania. Zapewnił, że nie
są szkodliwe dla zdrowia, ani nie przeterminowane i nie powodują problemów
żołądkowych. Sensei i Lorie byli już spokojni.
*
Gillespie wrócił do dojo i położył na matę herbatę, która
ponoć pomagała w szybkim pozbyciu się stresu. Oczyszczała organizm, a człowiek
stawał się spokojniejszy. Po kilku minutach sensei szybko wyszedł z budynku, by
zdążyć na spotkanie z szefem programu „ Good Morning Seaford” i móc omówić
zakres jaki będzie obejmował jego występ w porannej telewizji.
*
-
Jestem wykończona po dzisiejszym dniu! Tylko testy, testy
i jeszcze raz testy! – zawołała Kim, wchodząc do dojo z Jerry’m.
Martinez nieco się zdziwił, kiedy zobaczył całkowicie
pustą salę. Zastanawiał się, gdzie wszyscy są.
-
Czemu nikogo nie ma? – spytał na tyle głośno, aby Kimberly
mogła go usłyszeć.
Ta odpowiedziała bez żadnego zawahania.
-
Rudy i Lorie załatwiają jakieś sprawy dotyczące programu,
Milton jest z Julie, a Jack przyjdzie za godzinę.
-
Pić mi się chce! – krzyknął nagle Martinez jak malutkie
dziecko.
Crawford spojrzała na torebeczki z herbatą ułożone na
macie do ćwiczeń. Jerry również przeniósł na nie swój wzrok. Blondynka i brunet
spojrzeli po sobie uważnie, po czym tylko wzruszyli ramionami. Kim podniosła
herbatę i poszła do gabinetu Rudy’ego, aby ją zaparzyć. Gdy jej się udało,
podała kubek Martinezowi, a sama także zaczęła pić.
*
Po zakończonej rozmowie z prezesem telewizji śniadaniowej
Rudy i Lorie powrócili do dojo. Gdy tylko przekroczyli próg, doznali głębokiego
szoku. A w szczególności Ramirez. Jej serce w tamtym momencie zostało złamane.
-
Przecież oni nawet się nie lubili – wydusił z siebie
zdezorientowany sensei.
Widok całujących się Jerry’ego oraz Kim był ostatnim
jakiego kiedykolwiek by się spodziewał.
Szatynka podeszła do nich. Wydawali się w ogóle nie
zwracać na nią większej uwagi. Dziewczyna wskazała na kubki. Wzięła jeden z
nich do ręki i powąchała.
-
Nieszkodliwe herbatki obniżające poziom stresu, tak? –
prychnęła Lorie. – Jack nie może tego zobaczyć – powiedziała do siebie i zaraz
wyszła z Gillespie’m do Phila.
*
Sensei i Ramirez wpadli jak burza do lokalu Phila. Sam
właściciel był nieco zdezorientowany. Lorie natychmiast wyjaśniła mu o co
chodzi i równie szybko opowiedziała i Jerry’m i Kim.
-
Nie wspominałem o skutkach ubocznych? – zapytał cichutko i
nieśmiało Phil.
-
Zapomniałeś – wycedziła przez zęby szatynka.
-
Do pierwszej osoby, na którą się spojrzy po wypiciu tej
herbaty, czuje się niesamowitą sympatię – odparł Falafel.
Lorie głośno westchnęła.
-
Kiedy to się skończy?
-
Czy ja wiem? – zaczął się zastanawiać na głos właściciel
lokalu. – Pewnie to ustąpi za jakiś miesiąc lub dwa.
Ramirez bezsilnie upadła na krzesło stojące obok niej, a
następnie wyszła z pomieszczenia.
*
Kiedy Lorie dotarła do dojo, znów doznała szoku. Na
całującą się parę spoglądał spod byka nie kto inny jak Jack Brewer. Miał minę,
jakby chciał udusić Jerry’ego, a jego nogi nerwowo trzepotały. Niebawem do
grupki przyjaciół dołączył Milton, który musiał zakryć usta dłonią, by nie
krzyknąć z wrażenia.
-
Wszystko wam wytłumaczę – zaczęła Ramirez. – Oni nie robią
tego świadomie.
-
To akurat jest oczywiste. Nigdy nie sądziłem, by mogła się
zacząć z nim spotykać mając pełną świadomość – warknął nadal zdenerwowany
Brewer.
*
Ramirez opowiedziała przyjaciołom całą historię. Po części
byli zszokowani, ale też trochę przerażeni. Szczególnie Jack. Nie mógł sobie
wyobrazić stale całujących się przyjaciół. To był męczący widok, jeśli Kimberly
stała się jego częścią i odgrywała w nim całkiem sporą rolę.
*
Kolejny trening w dojo został odwołany. Przyjaciele cały
czas szukali sposobu, by przywrócić starego Jerry’ego i starą Kim. Niestety,
ale nawet Phil nie potrafił pomóc. Wszyscy czuli ogromną bezsilność, a
najbardziej Ramirez oraz Brewer. Taki widok sprawiał, że nie potrafili
normalnie funkcjonować. Stale myśleli o Crawford i Martinezie, a właściwie o
Kerry, bo tak „zakochana para” kazała się nazywać.
Jack usiadł obok wyczerpanej Lorie.
-
A co jak oni zawsze będą się tak zachowywać? – spytała
znienacka Ramirez.
Brewer jak najszybciej odrzucił od siebie tę myśl.
-
Nie będą. Nie mogą.
Przyjaciele ciągle pusto wpatrywali się w Kimberly i
Jerry’ego. Chcieli, aby to się jak najprędzej skończyło. Mieli już dość. Nagle
Jack wpadł na pewien pomysł. Postanowił wraz z Lorie porozmawiać z
„zakochanymi”. Podeszli bliżej nich na matę i kucnęli, spoglądając na ich
splecione dłonie.
-
Wróćcie do nas – mówił błagalnym tonem Brewer. – Bądźcie
po prostu sobą.
-
Nie każcie nam na to patrzeć – dodała Ramirez. – To
bardziej niż boli.
I niespodziewanie Martinez oraz Crawford puścili swoje
ręce. Wyglądali, jakby zbudzili się z jakiegoś długiego transu. Nagle Kim
uśmiechnęła się do Jacka, a Jerry do Lorie. Wszystko było tak jak dawniej…
-
Znalazłem sposób! Znalazłem! – krzyczał Milton, wbiegając
do dojo. – Żeby ich przywrócić potrzeba szczerego wyznania od osoby, którą się
kocha!
Ramirez oraz Brewer spojrzeli po sobie z dziwnymi uśmieszkami.
Mieli pewność do kogo naprawdę należały serca Crawford i Martineza.
*
-
A specjalnie dla państwa dziś zaprezentowali swoje
umiejętności Mark Hansen, Olivia Olsen, Jerry Martinez, Alice Jade oraz Rudy
Gillespie! – zawołała radosna Emily Turner.
-
Cięcie! – wydobył się głos z głębi pomieszczenia.
Jack, Kim, Milton oraz Lorie stale bili brawo dla
przyjaciół.
-
Mówiłam, że świetnie wam pójdzie – zaśmiała się Ramirez.
-
Tak. Miałaś rację – uśmiechnął się zmęczony Jerry.
Brewer wziął za rękę Crawford i odszedł z nią w ustronne
miejsce, gdzie mogliby spokojnie i w ciszy porozmawiać. Spojrzeli sobie w oczy.
-
Kim, ostatnio chyba dużo przeżyliśmy – zaśmiał się, a
dziewczyna mu zawtórowała. – Chcę ci coś znowu powiedzieć. Wtedy, kiedy
byłaś z Jerry’m w wiadomych relacjach…
Armstrong nagle wbiegł między chłopaka i dziewczynę, lekko
ich popychając.
-
Ramirez! Ta kawa jest ohydna!
__________________________________________________
Na początku chciałabym podziękować za tyle wyświetleń i komentarzy! :) Niespodziewałam się, że zyskam aż tylu czytelników. A co do następnego rozdziału, możliwe, że ukaże się 7.04. , ale tego nie jestem w stu procentach pewna. Mam nadzieję, że spodobał Wam się choć trochę ten odcinek. ;)
Cudowny rozdział < 3
OdpowiedzUsuńNie ma to jak nerwowy jack :D
czekam na next ;3
Czad blog , czad rozdział.
OdpowiedzUsuńDawaj jak najszybciej następny i czekam na kolejny .
Akurat pilam kawe czytajac ten rozdzial :-)
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podoba. Utrzymany w lekkim klimacie, zabawny, ale...
Oczywisce, ktos musi przeszkodzic Jack`owi i Kim, bo jakzeby inaczej ;)
Podoba mi sie relacja miedzy Jerry`m a Lorie. Mam nadzieje, ze cos z tego bedzie :-)
Nadal uwielbiam i moge czekac nawet miesiac na kolejny rozdzial :*
Cleo
Dziękuję <3
UsuńMam nadzieję, że nie będziesz musiała czekać miesiąc na nn. ;)
Widzę, że przesunęłaś "premierę" 7 rozdziału o dzień.
UsuńNic nie szkodzi :-)
Będziesz dodawała wtedy, kiedy rozdział będzie gotowy i gdy będziesz miała czas.
Prawdziwi fani mogæ czekać bardzoo dlugo ;)
Cleo
Dziękuję za ten komentarz. :)
UsuńAle chyba, jednak rozdział ukaże się dziś. Chociaż nigdy nic nie wiadomo. ;)
No właśnie, nigdy nic nie wiadomo.
UsuńJest 12 kwietnia. Dlatego ja się nigdy nie nastwiam na podawane przez Ciebie daty. Za każdym razem istnieje prawdopodobieństwo, że coś przeszkodzi w dodaniu.
Mimo daty, nadal czekam. Choć przyznaję, zaczynam się niecierpliwić i martwić.
:-) :*
Cleo
Leah, żyjesz tam jeszcze???
UsuńMartwimy się i nadal wiernie czekamy!
:*
Cleo
19 kwietnia
A jednak. Dzisiaj mija miesiąc od ostatniego wpisu.
UsuńLeah, czekamy! :*
Cleo
To się już robi trochë nużące.
UsuńPrzez kwiecień ani jednego rozdziału, to trochę dobijające dla stałych czytelników.
Tak się zastanawiam, czy nie przeczytać Twojego bloga od początku.
Leah, daj chociaż znak, że żyjesz.
Mimo wszystko czekamy.
Cleo
Prawie 3 maja
Prawie nauczyłam się moich komentarzy pod tym rozdziałem na pamięć.
UsuńLeah, co się dzieje?
Mimo wszystko, czekam nadal.
:*
Cleo
Wspanialy rozdzial;))
OdpowiedzUsuńCzekam na next<33
boski rozdział ! <333
OdpowiedzUsuńJack zazdrosnyyy ? ; >> huehuehue xd
czekam na next !
tylko jakbyś tak mogła... to niech w nim NIKT ANI NIC IM NIE PRZERYWA!!
"Nikt ani nic"? Musi być śmiesznie ;)
UsuńCudo Cudo CCCCUUUDDDD MIÓD :)
OdpowiedzUsuńbrak słów
czekam na next!!
Rozdział Wspaniały.! To mało powiedziane.
OdpowiedzUsuńJest booski, fantastyczny itp...
Szkoda tylko, że przerwano Jackowi i Kim..!
CZekam na kolejny odcinek.!
Kocham.. <33
Dzięki za komentarz <3
UsuńAaaaa to jest extra!!
OdpowiedzUsuńTe odcinki są super, boskie, niesamowite... itd!!
Dlaczego za każdym razem ktoś przerywa Jackowi i Kim ...mam nadzieję, że w końcu będą razem nie to co w serialu!!
Te odcinki powinny lecieć w TV:))
Ubustwiem Cię.>>.~*~
Czekam z niecierpliwością na nowy odc.<333
W TV? Bez przesady. ;) Ale dziękuję Ci :*
UsuńZostałaś nominowana przeze mnie do konkursu. Więcej tutaj : http://kickinit-mystory.blogspot.com/2013/03/the-versatile-blog.html#comment-form
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;)) przepraszam, że tak długo nie komentowałam ale czytałam na bieżąco ;**
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do konkursu The Versatile Blog :)
Więcej info znajdziesz tutaj: http://kickin-it-innahistoria.blogspot.com/2013/03/the-versatile-blog.html
Zostałaś przeze mnie nominowana do The Varsitale Blog .
OdpowiedzUsuńszczegóły tu : http://opowiadania-kick.blogspot.com/2013/03/the-versatile-blog.html
Rozdział fantastyczny!!
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga!!!
Nie mogę doczekać się next;))