sobota, 23 marca 2013

S03E06 Therapy In The Afternoon

Lorie szła do pracy. Tradycyjnie przed szóstą spotykała Jerry’ego i razem dotrzymywali sobie nawzajem towarzystwa. Byli już przyzwyczajeni do swoich wspólnych wędrówek. Z biegiem czasu zaczęło im się to podobać. Mogli wtedy spokojnie porozmawiać. Nikt nie był w stanie przeszkodzić. Takie pogawędki służyły im. Ramirez z nieśmiałej osoby zmieniała się w odważniejszą dziewczynę, która była niezwykle dowcipna. Martinez przestawał być wyluzowanym podrywaczem i stawał się czułym oraz wrażliwym człowiekiem chętnie zwierzającym się ze swoich problemów. Czasami Lorie miała wrażenie, że jako jedyna poznała łagodniejszą stronę Jerry’ego.
Przyjaciele nawet się nie zorientowali, a stali już przy budynku, w którym pracowała dziewczyna. Martinez pożegnał się z nią i odszedł, a ta przekroczyła próg wieżowca. Skierowała swe kroki w stronę windy. Jechała na ostatnie piętro do studia „ Good Morning Seaford” . Gdy weszła do pomieszczenia, od razu przywitała się z Emily Turner, najsympatyczniejszą- według Lorie- osobą we wszechświecie. Ramirez zajęła swoje stanowisko w małym barze i zaczęła robić napoje dla całej ekipy.
 
*
 
-          Dziś jest wyjątkowy dzień, drodzy państwo – mówił Armstrong, pokazując rządek białych zębów społeczeństwu siedzącemu przed telewizorami.
-          Otóż obchodzimy narodowy dzień kawy – dodała Turner. – Przedstawiamy państwu uroczą dziewczynę, która w każdy poniedziałek, czwartek oraz piątek rozbudza nas swoją wyśmienitą kawą.
Prezenterka uśmiechnęła się do Ramirez i podeszła do niej z kamerzystą, który zwrócił kamerę w kierunku jej twarzy. Dziewczyna momentalnie zrobiła się cała czerwona.
-          Lorie, parę słów dla naszych widzów? – spytała miło Emily.
Szatynce było niezwykle duszno. Powoli traciła oddech, który i tak był już wystarczająco płytki.
-          Lubię kawę – wydukała tylko i upadła.
 
*
 
-          Lorie! Lorie! Słyszysz mnie?!
Ramirez leniwie otwarła oczy. Znajdowała się na zimnej podłodze. Nad nią stali lekarze, Turner oraz Armstrong.
-          Oh, Lorie! Całe szczęście, że się obudziłaś! Tak się baliśmy! – wykrzyczała uradowane Emily.
-          Mów za siebie – powiedział złośliwie Rob, zakładając ręce na pierś.
Szatynka powoli wstała z twardego podłoża. Ku zdziwieniu w ogóle nie bolała jej głowa. Wręcz przeciwnie. Czuła się dziwnie wypoczęta. Po chwili poczuła lekki ból w ręce. Spojrzała na nią i okazało się, że w miejscu ucisku znajdował się aparat służący do pomiaru ciśnienia. Dziewczyna zdjęła go powoli i spojrzała zdezorientowana na lekarzy, jakby oczekując od nich jakichś wyjaśnień.
-          Zemdlałaś – zaczął jeden z nich. – Wszystkie choroby zostały wykluczone, więc najprawdopodobniej twój stan wywołał silny stres. Przepisaliśmy ci lek na uspokojenie. Powinnaś go czasami zażywać.
Lorie nieśmiało przytaknęła. Jeszcze nie do końca wiedziała, co się wokół niej dzieje. Było to widać po jej nieobecnym spojrzeniu.
Ramirez wstała powoli i lekko się zachwiała. Na szczęście Emily zaraz do niej podbiegła i złapała ją w czas.
-          Powinnaś odpocząć – powiedziała kobieta. – Dzwoniliśmy do twojej mamy. Zaraz tu będzie i zawiezie cię do domu.
-          Jak długo byłam nieprzytomna? – wypaliła niespodziewanie dziewczyna.
-          Wystarczająco długo, żeby nas nastraszyć – uśmiechnęła się przyjaźnie Turner, jednak brązowowłosa była zbyt słaba, aby odwzajemnić ten gest.
 
*
 
Pani Ramirez i Lorie jechały przez całą drogę w ciszy. Matka wiedziała, że córka potrzebuje spokoju. Zawsze była nerwowym i szybko stresującym się dzieciakiem, jednak nie aż do takiego stopnia.
Zaparkowały na podjeździe i ogromne było ich zdziwienie, gdy dostrzegły pewnego chłopaka czekającego pod domem. Ramirez wyszła z auta jak najszybciej się dało i podeszła do niego.
-          Jerry? Co ty tu robisz?– spytała przyjaciela.
-          Oglądałem dzisiaj „ Good Morning Seaford” . I zobaczyłem cię w telewizji. Najpierw zrobiłaś się czerwona, a później zbladłaś – opowiadał jakby z fascynacją. – Byłaś biała jak ściana. No, a potem…
-          Okej. Wystarczy! – zaśmiała się Lorie. – Załapałam już. Załapałam. Ale nie powinieneś być w szkole?
-          I tak mamy dzisiaj nudne lekcje – uśmiechnął się Martinez.
-          Prawdziwa przyjacielska troska. Dzięki – prychnęła.
-          Przecież żartuję – powiedział przyjaźnie.
-          Wiem – odparła takim samym tonem.
Przyjaciele w tym samym momencie spojrzeli na siebie i posłali sobie nawzajem nieśmiałe uśmiechy. Naomi Ramirez, mama Lorie, zaraz zaprosiła Jerry’ego do środka. Kiedy weszli do domu, bez zastanowienia kazała się Martinezowi rozgościć i czuć się jak u siebie. Lorie pokierowała przyjaciela do swojego pokoju. Nie był on duży, jednak bardzo przytulny. Na niektórych półkach stały jeszcze dziecinne maskotki. Chłopak zaśmiał się, widząc to.
-          Coś ci nie pasuje, Jerry? – spytała dziewczyna słodkim i cieniutkim głosikiem.
W odpowiedzi chłopak znów się uśmiechnął.
Lada chwila do pokoju dziewczyny weszła Naomi, zostawiając jakieś napoje i trochę kanapek, a zaraz potem szybciutko opuściła pomieszczenie.
Lorie i Jerry czuli się nieco niezręcznie. Nigdy jeszcze nie znaleźli w takiej sytuacji, gdy byli sam na sam. Nie wiedzieli jak się zachowywać, o czym rozmawiać, więc Ramirez postanowiła „oprowadzić” Martineza po pokoju.
Reszta czasu upłynęła całkiem przyjemnie. Przyjaciele cały czas się z czegoś śmiali. Niestety, za niedługo skończyły im się tematy, ale Jerry’emu przypomniało się coś.
-          Muszę ci coś powiedzieć! – wykrzyknął radośnie.
-          No to mów – zachęcała miło bruneta.
-          Za tydzień występuję z innymi tancerzami w „ Good Morning Seaford” , więc się spotkamy. Będziemy tańczyć na żywo, rozumiesz? – uśmiechnął się, jednak za parę sekund gwałtownie pobladł.
-          Coś się stało? – spytała momentalnie Lorie.
-          Nie, nic – odparł. – Wszystko w porządku.
-          Jerry, takie teksty są dobre telenowelach. Gadaj, o co chodzi.
Chłopak głośno przełknął ślinę.
-          Bardzo dawno temu ostatni raz tańczyłem dla szerszej publiki. Może to głupie, ale się boję.
Lorie zaśmiała się cicho.
-          Więc z przyjemnością dam ci mój lek na uspokojenie. Może się przydać.
-          Mówię całkiem poważnie! A co jak zapomnę układu?
-          Jeśli będziesz takim pesymistą, to na pewno zapomnisz.
-          Świetnie – prychnął.
-          Nie myśl o tym w ten sposób. Jestem  przekonana, że wypadniesz świetnie – uśmiechnęła się ciepło i położyła rękę na ramieniu Martineza. – Nie bój się.
 
*
 
Godzina czwarta rano. Budzik. Praca. Przekleństwo.
Lorie już po części była przyzwyczajona do tak wczesnych pobudek i wszystkie czynności wykonywała machinalnie. Poranna toaleta, ścielenie łóżka, ubieranie się, w  końcu śniadanie. I nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Kto o tak nieludzkiej porze chce się widzieć z Ramirezami? Dziewczyna niepewnie przekręciła klucz i otworzyła nieznajomemu.
-          Co się tak boisz? – zaśmiał się Martinez, wchodząc do mieszkania, jakby był u siebie.
Ramirez zatrzasnęła drzwi i oparła się o nie, ciężko oddychając.
-          Mów ciszej. Rodzice jeszcze śpią – skarciła chłopaka.
-          Sorry – powiedział szeptem.
-          Po co tu przyszedłeś?
-          Miłe przywitanie. Mogę wyjść, jeśli chcesz – oznajmił z uniesioną brwią.
Lorie uderzyła się lekko w czoło otwartą ręką, a następnie przejechała nią po swej całej twarzy.
-          Przepraszam. Nie to miałam na myśli.
-          Tylko żartowałem – zaśmiał się Martinez.
-          No, ale jaki jest cel twojej niezapowiedzianej wizyty? – uśmiechnęła się szatynka.
-          Muszę mieć pewność, że mi po drodze do pracy nie zasłabniesz i cię odprowadzę.
Znów ten śmiech. Lorie powoli stawała się od niego uzależniona. Nie wiedziała tylko czy od śmiechu, czy nie przypadkiem od jego właściciela…
-          Zaraz będę gotowa – odparła i pobiegła do pokoju po torbę.
 
*
 
Jerry tak jak obiecał, podprowadził Ramirez pod same drzwi wieżowca. Ta podziękowała mu za to lekkim przytuleniem. Pożegnali się ze sobą, choć wiedzieli, że za kilka godzin będą się widzieć w szkole. Życzyli sobie powodzenia w pracy i rozstali się.
Kiedy tylko Lorie przekroczyła próg studia, wiedziała, że to będzie ciężki i męczący poranek. Przed rozpoczęciem programu Robert i Emily biegali po pomieszczeniu z telefonami, jakby postradali wszystkie zmysły. A Lorie… Coż, Lorie robiła co chwilę nową kawę, która za każdym razem nie pasowała Armstrongowi. Ale dziewczyna była już do tego przyzwyczajona.
Gdy Turner w końcu usiadła zmęczona przy barze, Ramirez zaraz zagadnęła.
-          Co się dzieje? Za kilka minut program, a wy nadal nie jesteście przygotowani.
Emily westchnęła głośno.
-          Za tydzień miał się pojawić wykwalifikowany karateka, który zaprezentowałby swoje umiejętności w studiu. Jednak w ostatniej chwili zrezygnował i obdzwaniamy wszystkie dojo, żeby kogoś znaleźć, bo kochany szef troszeczkę się zdenerwował.
-          Chyba nie zadzwoniliście do każdego – zaśmiał się Ramirez.
-          Co masz na myśli? – Turner uniosła jedną brew.
-          Znam takiego jednego senseia.
-          Ma odpowiednie kwalifikacje? – spytała z nadzieją blondynka.
-          Czarny pas wystarczy?
 
*
 
Po pracy jak zwykle trzeba było iść do szkoły. Pomijając fakt, że Lorie i Jerry byli wykończeni, wszystko było tak jak dawniej. Ramirez oraz Martinez, widząc Miltona, Kim i Jacka, od razu do nich podeszli. Zaczęli miłą pogawędkę, która zjechała na niezbyt komfortowy temat.
-          Nie chcę nic insynuować – zaczął Brewer. – ale to trochę podejrzane, że wczoraj akurat obydwoje nie przyszliście do szkoły – zwrócił się do bruneta i szatynki.
-          Tak bardzo podejrzane jak to, że szlajacie się gdzieś z Kim, kiedy powinniście być na wychowaniu rodzinnym? O! A może wspólnie zdobywacie doświadczenie? – spytał, za co mocno dostał pięścią w brzuch od Crawford. – Żartowałem – wysapał.
Nagle w całej szkole rozbrzmiał dzwonek. Nagle Milton zaczął panikować. Wykonywał różne dziwne ruchy i wydawał odrzucające odgłosy.
-          Milton, przestań. Ludzie się patrzą – wycedził przez zaciśnięte zęby Jack.
-          Jack, jak możesz tak mówić?! – krzyknęła Kimberly. – Milton, co ci jest?! – zawołała przejęta.
-          Nic – odparł spokojnie chłopak i przestał cokolwiek robić. – To jest mój sposób na stres.
-          Jemu też się przyda mój lek – powiedziała pod nosem Lorie i się zaśmiała.
-          Plus coś na głupotę – dodał Jerry i zawtórował przyjaciółce.
-          A czym ty się tak stresujesz? – zapytała Crawford.
-          Mamy test! Czy ty to rozumiesz?! Od tego zależy nasza cała przyszłość! Jedna mała ocena znaczy aż tak wiele! A jak nie zdam?!
Przyjaciele musieli uspakajać Krupnicka jeszcze przez kilkanaście minut. Chłopak ochłonął całkowicie, dopiero kiedy w sali matematycznej wziął długopis w rękę i oddał się rozwiązywaniu skomplikowanych zadań.
 
*
 
Od razu po szkole Lorie skierowała swe kroki ku dojo. Radosna niemal wbiegła do pomieszczenia i już od progu wołała senseia.
-          Hej, Rudy! – krzyknęła, nie widząc Gillespie’ego.
-          Jestem w biurze! – odkrzyknął jej znajomy głos.
Ramirez jak błyskawica wleciała do gabinetu. Usiadła na kanapie, która znajdowała się naprzeciw biurka Rudy’ego. Sensei spojrzał wyczekująco na szatynkę, a ta się, jakby ocknęła i rozpoczęła swoją przemowę.
-          Nigdy nie zgadniesz co się stało! – mówiła entuzjastycznie. – Zgadnij, kto za sześć dni występuje w „ Good Morning Seaford” ?!
-          Jerry? – spytał retorycznie Gillespie, popijając kawę,
-          On też – powiedziała dziewczyna. – Ale ten ktoś, o kim mówię siedzi naprzeciwko mnie!
Rudy odwrócił głowę i spojrzał na ścianę, na której wisiał pokaźnych rozmiarów plakat Wasabi’ego.
-          Bobby?
-          Nie! To ty, Rudy! – dziewczyna wesoło się zaśmiała.
Widać było, że sensei nie podziela jej zachwytu. Siedział ze zdenerwowaną miną, która radziła Lorie uciekać.
-          Coś nie tak? – spytała.
-          Tak, Lorie! – wybuchł Gillespie. – Coś jest nie tak! Dlaczego nie spytałaś się mnie o zdanie?! Nie powinnaś tak robić! To bardzo niegrzeczne.
Ramirez patrzyła z niedowierzaniem na mężczyznę.
-          Przepraszam. Zaraz to wszystko odwołam – oznajmiła zakłopotana.
-          Czekaj. To ja przepraszam. Nie powinienem się tak zachować, ale panicznie boję się występów publicznych. Stresuję się nimi odkąd Ty mnie upokorzył przed całą szkołą i na konkursie talentów usiadłem na pierdzącej poduszce – dokończył z grymasem na twarzy.
-          Rudy, ale przecież Ty’a tam nie będzie. Nie denerwuj się – uśmiechnęła się Ramirez.
-          I chyba tak zrobię. Muszę zacząć pokonywać swoje lęki.
Lorie z powrotem usiadła na kanapie i zaczęła rozmawiać z senseiem. Czas płynął w miłej atmosferze.
-          Naprawdę nie wiem, czemu tak wszyscy ostatnio się stresujecie – zastanawiała się szatynka. – Ty się boisz występów publicznych, Jerry też. A Milton wariuje przed testem z matmy.
Gillespie spojrzał na dziewczynę z wyraźnym politowaniem.
-          Przepraszam bardzo, ale to nie do mnie przyjechało pogotowie, kiedy wszystkie kamery skierowały się w moją stronę.
-          Nieważne – mruknęła z nutką złości Lorie.
 
*
 
Tak rozmawiając, Ramirez z senseiem doszli do wniosku, że stres jest strasznie szkodliwy dla organizmu, a prawie wszystkie sposoby radzenia sobie z nim nie są w stu procentach skuteczne. Leki też nie były dobrym wyjściem, ponieważ uszkadzały w jakimś stopniu wątrobę.
-          To może jakieś herbatki oczyszczające? – zaśmiała się Lorie.
Rudy nagle się wyprostował i zrobił minę, jakby nad czymś intensywnie myślał.
-          Phil mi kiedyś właśnie o czymś takim wspominał.
Twarz szatynki przyjęła niepewny wyraz.
-          Z całym szacunkiem dla Phila, Rudy. Przecież wiesz jakimi on produktami handluje. Przeterminowane i niedobre.
-          Zawsze można spróbować. Co nas nie zabije, to nas wzmocni – powiedział.
-          Obawiam się, że to nas może akurat zabić.
 
*
 
Rudy i Lorie weszli do restauracji Falafela. Nawet jak na lokal Phila w pomieszczeniu było dość pusto. Właściciel jak zwykle czyścił ladę. Zaczynało to powoli każdego zastanawiać, dlaczego Falafel cały czas sprząta, jednak Phil miał nadzieję, że klienci nie dowiedzieli się o kozie przebywającej na zapleczu.
-          Hej, Phil – przywitała się Lorie. – Kim nie w pracy?
-          Nie, przed chwilą skończyła zmianę i wyszła.
Po krótkiej rozmowie Gillespie zaczął wypytywać przyjaciela o cudowne herbatki, które wprost magicznie obniżają poziom stresu. Falafel z wielkim zapałem podarował Rudy’emu torebeczki do zaparzania. Zapewnił, że nie są szkodliwe dla zdrowia, ani nie przeterminowane i nie powodują problemów żołądkowych. Sensei i Lorie byli już spokojni.
 
*
 
Gillespie wrócił do dojo i położył na matę herbatę, która ponoć pomagała w szybkim pozbyciu się stresu. Oczyszczała organizm, a człowiek stawał się spokojniejszy. Po kilku minutach sensei szybko wyszedł z budynku, by zdążyć na spotkanie z szefem programu „ Good Morning Seaford” i móc omówić zakres jaki będzie obejmował jego występ w porannej telewizji.
 
*
 
-          Jestem wykończona po dzisiejszym dniu! Tylko testy, testy i jeszcze raz testy! – zawołała Kim, wchodząc do dojo z Jerry’m.
Martinez nieco się zdziwił, kiedy zobaczył całkowicie pustą salę. Zastanawiał się, gdzie wszyscy są.
-          Czemu nikogo nie ma? – spytał na tyle głośno, aby Kimberly mogła go usłyszeć.
Ta odpowiedziała bez żadnego zawahania.
-          Rudy i Lorie załatwiają jakieś sprawy dotyczące programu, Milton jest z Julie, a Jack przyjdzie za godzinę.
-          Pić mi się chce! – krzyknął nagle Martinez jak malutkie dziecko.
Crawford spojrzała na torebeczki z herbatą ułożone na macie do ćwiczeń. Jerry również przeniósł na nie swój wzrok. Blondynka i brunet spojrzeli po sobie uważnie, po czym tylko wzruszyli ramionami. Kim podniosła herbatę i poszła do gabinetu Rudy’ego, aby ją zaparzyć. Gdy jej się udało, podała kubek Martinezowi, a sama także zaczęła pić.
 
*
 
Po zakończonej rozmowie z prezesem telewizji śniadaniowej Rudy i Lorie powrócili do dojo. Gdy tylko przekroczyli próg, doznali głębokiego szoku. A w szczególności Ramirez. Jej serce w tamtym momencie zostało złamane.
-          Przecież oni nawet się nie lubili – wydusił z siebie zdezorientowany sensei.
Widok całujących się Jerry’ego oraz Kim był ostatnim jakiego kiedykolwiek by się spodziewał.
Szatynka podeszła do nich. Wydawali się w ogóle nie zwracać na nią większej uwagi. Dziewczyna wskazała na kubki. Wzięła jeden z nich do ręki i powąchała.
-          Nieszkodliwe herbatki obniżające poziom stresu, tak? – prychnęła Lorie. – Jack nie może tego zobaczyć – powiedziała do siebie i zaraz wyszła z Gillespie’m do Phila.
 
*
 
Sensei i Ramirez wpadli jak burza do lokalu Phila. Sam właściciel był nieco zdezorientowany. Lorie natychmiast wyjaśniła mu o co chodzi i równie szybko opowiedziała i Jerry’m i Kim.
-          Nie wspominałem o skutkach ubocznych? – zapytał cichutko i nieśmiało Phil.
-          Zapomniałeś – wycedziła przez zęby szatynka.
-          Do pierwszej osoby, na którą się spojrzy po wypiciu tej herbaty, czuje się niesamowitą sympatię – odparł Falafel.
Lorie głośno westchnęła.
-          Kiedy to się skończy?
-          Czy ja wiem? – zaczął się zastanawiać na głos właściciel lokalu. – Pewnie to ustąpi za jakiś miesiąc lub dwa.
Ramirez bezsilnie upadła na krzesło stojące obok niej, a następnie wyszła z pomieszczenia.
 
*
 
Kiedy Lorie dotarła do dojo, znów doznała szoku. Na całującą się parę spoglądał spod byka nie kto inny jak Jack Brewer. Miał minę, jakby chciał udusić Jerry’ego, a jego nogi nerwowo trzepotały. Niebawem do grupki przyjaciół dołączył Milton, który musiał zakryć usta dłonią, by nie krzyknąć z wrażenia.
-          Wszystko wam wytłumaczę – zaczęła Ramirez. – Oni nie robią tego świadomie.
-          To akurat jest oczywiste. Nigdy nie sądziłem, by mogła się zacząć z nim spotykać mając pełną świadomość – warknął nadal zdenerwowany Brewer.
 
*
 
Ramirez opowiedziała przyjaciołom całą historię. Po części byli zszokowani, ale też trochę przerażeni. Szczególnie Jack. Nie mógł sobie wyobrazić stale całujących się przyjaciół. To był męczący widok, jeśli Kimberly stała się jego częścią i odgrywała w nim całkiem sporą rolę.
 
*
 
Kolejny trening w dojo został odwołany. Przyjaciele cały czas szukali sposobu, by przywrócić starego Jerry’ego i starą Kim. Niestety, ale nawet Phil nie potrafił pomóc. Wszyscy czuli ogromną bezsilność, a najbardziej Ramirez oraz Brewer. Taki widok sprawiał, że nie potrafili normalnie funkcjonować. Stale myśleli o Crawford i Martinezie, a właściwie o Kerry, bo tak „zakochana para” kazała się nazywać.
Jack usiadł obok wyczerpanej Lorie.
-          A co jak oni zawsze będą się tak zachowywać? – spytała znienacka Ramirez.
Brewer jak najszybciej odrzucił od siebie tę myśl.
-          Nie będą. Nie mogą.
Przyjaciele ciągle pusto wpatrywali się w Kimberly i Jerry’ego. Chcieli, aby to się jak najprędzej skończyło. Mieli już dość. Nagle Jack wpadł na pewien pomysł. Postanowił wraz z Lorie porozmawiać z „zakochanymi”. Podeszli bliżej nich na matę i kucnęli, spoglądając na ich splecione dłonie.
-          Wróćcie do nas – mówił błagalnym tonem Brewer. – Bądźcie po prostu sobą.
-          Nie każcie nam na to patrzeć – dodała Ramirez. – To bardziej niż boli.
I niespodziewanie Martinez oraz Crawford puścili swoje ręce. Wyglądali, jakby zbudzili się z jakiegoś długiego transu. Nagle Kim uśmiechnęła się do Jacka, a Jerry do Lorie. Wszystko było tak jak dawniej…
-          Znalazłem sposób! Znalazłem! – krzyczał Milton, wbiegając do dojo. – Żeby ich przywrócić potrzeba szczerego wyznania od osoby, którą się kocha!
Ramirez oraz Brewer spojrzeli po sobie z dziwnymi uśmieszkami. Mieli pewność do kogo naprawdę należały serca Crawford i Martineza.
 
*
 
-          A specjalnie dla państwa dziś zaprezentowali swoje umiejętności Mark Hansen, Olivia Olsen, Jerry Martinez, Alice Jade oraz Rudy Gillespie! – zawołała radosna Emily Turner.
-          Cięcie! – wydobył się głos z głębi pomieszczenia.
Jack, Kim, Milton oraz Lorie stale bili brawo dla przyjaciół.
-          Mówiłam, że świetnie wam pójdzie – zaśmiała się Ramirez.
-          Tak. Miałaś rację – uśmiechnął się zmęczony Jerry.
Brewer wziął za rękę Crawford i odszedł z nią w ustronne miejsce, gdzie mogliby spokojnie i w ciszy porozmawiać. Spojrzeli sobie w oczy.
-          Kim, ostatnio chyba dużo przeżyliśmy – zaśmiał się, a dziewczyna mu zawtórowała. – Chcę ci coś znowu powiedzieć. Wtedy, kiedy byłaś z Jerry’m w wiadomych relacjach…
Armstrong nagle wbiegł między chłopaka i dziewczynę, lekko ich popychając.
-          Ramirez! Ta kawa jest ohydna!
__________________________________________________
 
Na początku chciałabym podziękować za tyle wyświetleń i komentarzy! :) Niespodziewałam się, że zyskam aż tylu czytelników. A co do następnego rozdziału, możliwe, że ukaże się 7.04. , ale tego nie jestem w stu procentach pewna. Mam nadzieję, że spodobał Wam się choć trochę ten odcinek. ;)

23 komentarze:

  1. Cudowny rozdział < 3
    Nie ma to jak nerwowy jack :D
    czekam na next ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czad blog , czad rozdział.
    Dawaj jak najszybciej następny i czekam na kolejny .

    OdpowiedzUsuń
  3. Akurat pilam kawe czytajac ten rozdzial :-)
    Bardzo mi sie podoba. Utrzymany w lekkim klimacie, zabawny, ale...
    Oczywisce, ktos musi przeszkodzic Jack`owi i Kim, bo jakzeby inaczej ;)
    Podoba mi sie relacja miedzy Jerry`m a Lorie. Mam nadzieje, ze cos z tego bedzie :-)
    Nadal uwielbiam i moge czekac nawet miesiac na kolejny rozdzial :*
    Cleo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Mam nadzieję, że nie będziesz musiała czekać miesiąc na nn. ;)

      Usuń
    2. Widzę, że przesunęłaś "premierę" 7 rozdziału o dzień.
      Nic nie szkodzi :-)
      Będziesz dodawała wtedy, kiedy rozdział będzie gotowy i gdy będziesz miała czas.
      Prawdziwi fani mogæ czekać bardzoo dlugo ;)

      Cleo

      Usuń
    3. Dziękuję za ten komentarz. :)
      Ale chyba, jednak rozdział ukaże się dziś. Chociaż nigdy nic nie wiadomo. ;)

      Usuń
    4. No właśnie, nigdy nic nie wiadomo.
      Jest 12 kwietnia. Dlatego ja się nigdy nie nastwiam na podawane przez Ciebie daty. Za każdym razem istnieje prawdopodobieństwo, że coś przeszkodzi w dodaniu.
      Mimo daty, nadal czekam. Choć przyznaję, zaczynam się niecierpliwić i martwić.
      :-) :*

      Cleo

      Usuń
    5. Leah, żyjesz tam jeszcze???
      Martwimy się i nadal wiernie czekamy!
      :*

      Cleo
      19 kwietnia

      Usuń
    6. A jednak. Dzisiaj mija miesiąc od ostatniego wpisu.

      Leah, czekamy! :*

      Cleo

      Usuń
    7. To się już robi trochë nużące.
      Przez kwiecień ani jednego rozdziału, to trochę dobijające dla stałych czytelników.
      Tak się zastanawiam, czy nie przeczytać Twojego bloga od początku.

      Leah, daj chociaż znak, że żyjesz.

      Mimo wszystko czekamy.

      Cleo
      Prawie 3 maja

      Usuń
    8. Prawie nauczyłam się moich komentarzy pod tym rozdziałem na pamięć.
      Leah, co się dzieje?

      Mimo wszystko, czekam nadal.
      :*

      Cleo

      Usuń
  4. Wspanialy rozdzial;))
    Czekam na next<33

    OdpowiedzUsuń
  5. boski rozdział ! <333
    Jack zazdrosnyyy ? ; >> huehuehue xd
    czekam na next !
    tylko jakbyś tak mogła... to niech w nim NIKT ANI NIC IM NIE PRZERYWA!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudo Cudo CCCCUUUDDDD MIÓD :)
    brak słów
    czekam na next!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział Wspaniały.! To mało powiedziane.
    Jest booski, fantastyczny itp...
    Szkoda tylko, że przerwano Jackowi i Kim..!
    CZekam na kolejny odcinek.!
    Kocham.. <33

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaaa to jest extra!!
    Te odcinki są super, boskie, niesamowite... itd!!
    Dlaczego za każdym razem ktoś przerywa Jackowi i Kim ...mam nadzieję, że w końcu będą razem nie to co w serialu!!
    Te odcinki powinny lecieć w TV:))
    Ubustwiem Cię.>>.~*~
    Czekam z niecierpliwością na nowy odc.<333

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś nominowana przeze mnie do konkursu. Więcej tutaj : http://kickinit-mystory.blogspot.com/2013/03/the-versatile-blog.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział ;)) przepraszam, że tak długo nie komentowałam ale czytałam na bieżąco ;**

    Zostałaś nominowana do konkursu The Versatile Blog :)
    Więcej info znajdziesz tutaj: http://kickin-it-innahistoria.blogspot.com/2013/03/the-versatile-blog.html

    OdpowiedzUsuń
  11. Zostałaś przeze mnie nominowana do The Varsitale Blog .
    szczegóły tu : http://opowiadania-kick.blogspot.com/2013/03/the-versatile-blog.html

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział fantastyczny!!
    Kocham twojego bloga!!!
    Nie mogę doczekać się next;))

    OdpowiedzUsuń